To zabójstwo poruszyło mnie swoim brutalnym charakterem, niesamowitym podłożem, a także tym, że jedną z ofiar był kilkuletni chłopczyk, zamordowany przez własnego ojca. Tragedia rozegrała się pod koniec lat osiemdziesiątych w Świdnicy, gdzie w jednej z kamienic, niedaleko miejscowej komendy MO mieszkała przyrodnia siostra znanej polskiej aktorki filmowej, wraz z ich matką, mężem i chyba 9-letnim synkiem.
Matka chłopca uległa kiedyś wypadkowi i przechodziła długotrwałą kurację ortopedyczną u jakiegoś znanego specjalisty w Opolu. Po którymś już z kolei wyjeździe, w mieszkaniu, jak zawsze pozostał mąż z synem i jej matką. Nic nie zapowiadało dramatu, jaki się rozegrał i do dziś nie jestem w stanie tego zrozumieć.
Znalazła martwego synka i matkę
Po powrocie z Opola, kobieta miała trudności z wejściem do mieszkania, ponieważ coś blokowało od środka drzwi wejściowe, co zmusiła ją do gwałtownego naparcia całym ciałem na drzwi i powolne je przesunięcie. Ku swojemu niewyobrażalnemu przerażeniu kobieta zobaczyła leżące na podłodze, w olbrzymiej kałuży krwi, zwłoki własnego syna. W szoku zaczęła strasznie krzyczeć, co wywołało natychmiastowa reakcję sąsiadów, którzy następnie wezwali pogotowie i powiadomili miejscową komendę milicji.
Po przyjęciu stosownego meldunku komendant wojewódzki, jak zwykle w takich sytuacjach, podjął decyzję, o wysłaniu na miejsce zabójstwa specjalnej grupy operacyjno-śledczej, w której, jako młody oficer milicji również się znalazłem. Miejscowi funkcjonariusze otrzymali polecenie zabezpieczenia mieszkania, ustalenia i przepytania wszystkich mieszkańców kamienicy i podjęcia innych niezbędnych czynności, możliwych do przeprowadzenia poza mieszkaniem. Wiązało się to z koniecznością zagwarantowania, że nikt postronny nie będzie chodził po nim i zadeptywał śladów, co się często w przeszłości zdarzało, gdy ciekawi milicjanci i miejscowi decydenci plątali się pomiędzy pracującymi funkcjonariuszami.
Poderżnął mu gardło
Po przybyciu do mieszkania ujrzałem coś, czego nigdy w życiu wcześniej nie wiedziałem. W przedpokoju, tuż pod drzwiami wyjściowymi na klatkę schodową, leżały skulone zwłoki małego chłopczyka, a z poderżniętego gardła wypływała zastygła już krew. Widać sprawca dopadł swoją ofiarę pod tymi drzwiami i tu dopełnił swego ohydnego dzieła. W pokoju-sypialni, na szeroki małżeńskim łożu leżały zwłoki nagiej kobiety z brzuchem rozprutym od mostka po krocze, a zarówno ściany, jak i podłoga, zbryzgane były krwią, której ilość i umiejscowienie świadczyło o tym, że sprawca zadawał razy z bardzo dużą siłą. Na podłodze leżał dużych rozmiarów nóż kuchenny. Ostrze i trzonek były poplamione krwią. To nim prawdopodobnie posługiwał się sprawca. W innych pomieszczeniach panował porządek, co mogło wskazywać, że zabójca nie interesował się w ogóle ich zawartością.
Z uzyskanych na miejscu informacji wynikało, że do poprzedniego dnia w mieszkaniu przebywał ojciec dziecka i zięć kobiety, której zwłoki leżały w tym małżeńskim łożu. Nikt nie był w stanie powiedzieć nam, gdzie może przebywać ten mężczyzna. Po dokładnych oględzinach mieszkania i klatki schodowej, nasi technicy kryminalistyki ujawnili ślady krwi biegnące od drzwi mieszkania, do drzwi prowadzących na tyły budynku, co dawało nam informację, że sprawca zabójstwa opuścił budynek. Przeszukano całe podwórko i znajdujące się tam szopki, piwnice, jak również i strych, jednakże mężczyzny tego nigdzie nie znaleźliśmy.
Podwójny zabójca uciekł
Inna grupa funkcjonariuszy starała się odszukać i przesłuchać wszystkich mieszkańców kamienicy zamieszkiwanej przez kilkanaście rodzin. Jak m.in. wynikało z tych przesłuchań, to rodzina ta dysponowała samochodem marki Syrena, którego nigdzie nie było. Po jakimś czasie dotarto do osoby, która zeznała, że bardzo wcześnie rano, bo około 6.00 widziała, jak ktoś tym samochodem wyjeżdża z podwórka. Widziała to z góry, więc nie była w stanie zauważyć, kto jest w środku. Zadziwiające było również to, że nikt z sąsiadów nic nie słyszał, ani w nocy, ani też z rana, a tragedia musiała wydarzyć się nad ranem, około 5-tej.
W mieszkaniu odnaleźliśmy komplet dokumentów tego mężczyzny, w tym prawo jazdy i dowód rejestracyjny samochodu. Nigdzie nie było kluczyków do samochodu. Więc podejrzewaliśmy, że ktoś samochodem tym faktycznie odjechał i mógł to być ojciec tego chłopczyka.
Ojciec jedynym podejrzanym
I chociaż nie mogło się to nam pomieścić w głowach, to nasuwało się jedyne podejrzenie, co do osoby sprawcy, którą mógł być nie kto inny, jak tylko on. Jeszcze w trakcie trwających oględzin mieszkania dotarła do nas drogą radiową informacja, że w kompleksie leśnym, przy drodze prowadzącej do Wałbrzycha, w pobliżu Modliszowa, znaleziono Syrenkę, której siedzenie kierowcy i okolice klamki wraz z samą klamką były pomazane sporą ilością krwi. Szybko ustalono, że samochód ten jest własnością mężczyzny, którego od paru godzin staraliśmy się odnaleźć. Już tylko z pobieżnego oglądu można było stwierdzić, że samochód został z duża siłą wyrzucony na łuku drogi i uderzył w drzewo. Być może ślady krwi pochodziły z obrażeń, jakich mógł doznać kierujący, ale mogła też być to krew pochodząca z miejsca zabójstwa.
Przyjęliśmy tę drugą możliwość i otrzymałem od mojego naczelnika polecenie zorganizowania grupy funkcjonariuszy ZOMO do przeprowadzenia obławy na terenie tego kompleksu leśnego. Do czasu przybycia posiłków przeszukiwanie lasu rozpoczęliśmy własnymi siłami, jakie udało się nam zorganizować i w grupie około dwudziestu ludzi przeczesywaliśmy drobiazgowo las metr po metrze. Spotkaliśmy kilku zadziwionych żołnierzy radzieckich, którzy chowając się przed swoimi dowódcami, handlowali przy drodze z przygodnymi kierowcami. Sprzedawali przede wszystkim benzynę, ale i też części uzbrojenia, takie jak bagnety, latarki, noktowizory czy lornetki. Pojawienie się w tej okolicy sporej grupy cywilów i mundurowych zaniepokoiło ich, ale nam ich obecność była na rękę, bo mieliśmy szansę na uzyskanie jakichkolwiek informacji, co do miejsca lub trasy ucieczki tego człowieka z samochodu. Jednakże rozmowy z tymi sołdatami nic nam nowego nie wniosły, a oni po cichu i skwapliwie wynieśli się, nie chcą ryzykować spotkania z ich oficerami, którzy mogli się pojawić lada moment. Nasze działania prowadzone były w bezpośredniej bliskości ich bazy wojskowej, wokół której z pewnością istniało jakieś kontrwywiadowcze zabezpieczenie. I faktycznie, po krótkim czasie pojawiło się kilku oficerów z żołnierzami, ale po poinformowaniu o celu naszej obecności i działań Rosjanie ci szybko się wycofali.
Szukał pomocy u leśniczego
Nasze poszukiwania trwały prawie trzy godziny i cały kompleks leśny został dokładnie spenetrowany, a po poszukiwanym człowieku nie pozostało ani śladu. Po krótkiej rozmowie z naczelnikiem wydziału, który dojechał na miejsce poszukiwań, podjęliśmy decyzje, że przerywamy poszukiwania i wracamy do Świdnicy, gdzie zostaną opracowane nowe decyzje. Już będąc pod samą Świdnicą uzyskaliśmy drogą radiową informację, że mieszkający w Modliszowie leśniczy, poinformował policję, że do jego mieszkania przyszedł kompletnie nagi i zakrwawiony mężczyzna, prosząc o udzielenie mu pomocy. Oficer dyżurny poinformował nas, że wysłał na miejsce radiowóz i że za kilkanaście minut będzie on razem z zatrzymanym w komendzie. Zatrzymany okazał się sprawcą tych dwóch zabójstw, który nie bardzo mógł sensownie opowiedzieć co się stało i wypowiadał nieskładne i chaotyczne zdania dotyczące teściowej i syna.
Próbował zgwałcić teściową?
W moim przekonaniu, opartym na tej krótkiej rozmowie i innych ustalonych okolicznościach, zabójstwa dokonał na tle seksualnym. Zaatakowana teściowa musiała się bronić i w akcie zemsty rozpruł jej brzuch. To musiał widzieć syn, który starał się uciec na klatkę schodową. Tam dopadł go szalony z wściekłości ojciec i brutalnie zabił podcinając mu gardło. Lekarz stwierdził, że podejrzany jest w szoku i zabronił go przesłuchiwać. Wiem, że po jakimś czasie, gdy doszedł do siebie, to w sprawie zabójstwa konsekwentnie milczał i twierdził, że nic nie pamięta. Byłem i jestem przekonany, że był to efekt przyjętej taktyki obrony, zresztą obrony skutecznej. Już z prasy dowiedziałem się, że sąd uznał go za częściowo niepoczytalnego i nakazał umieszczenie w zamkniętym zakładzie leczniczym dla psychicznie chorych. Obecnie, jeżeli żyje, to prawdopodobnie znajduje się na wolności.
Tak ku ścisłości – zabójca nie uciekł Syreną tylko zielonkawą Skodą S 100. Pamiętam doskonale- mieszkałem tam wtedy. Potem widziałem czynności operacyjne ówczesnej Milicji- jak chodzą po ogródkach, piwnicach i strychach, wypytują sąsiadów, widziałem w bramie od podwórka krople krwi na podłodze i wiele takich mało atrakcyjnych innych rzeczy a to zamordowane dziecko było moim najlepszym – 2 lata starszym- kolegą….nawet pamiętam jego wiecznie uśmiechniętą twarz, charakterystyczny głos, śmiech oraz jak wyglądał jego rower…. Najlepsze jest to, że jego ojciec był taki „przezroczysty”, tzn. nie rzucał się w oczy, nigdy go nie widziałem pijanego na ulicy, w domu nie było patologii…Często naprawiał tę Skodę na podwórku- gdzie ją parkował przed wejściem do bramy. Słyszałem wtedy plotki, że jak żona pojechała na leczenie, ponoć on gdzieś tam drinkował poza domem no i kiedy wrócił, zrobił to co zrobił…