Tekst powstał w styczniu 1984 r.
Są tacy, którzy sądzą, że odróżnienie prawdy od kłamstwa jest w ogóle niemożliwe. Są też tacy, którzy nie mogą pojąć, dlaczego panie Gut i Myczak poczuły się nagle trybunami ludowymi. Ale są i tacy, którzy o całej sprawie mówią tak: „Gdyby ktoś naprawdę chciał zrobić koniec z bałaganem, byłoby to zadanie na miarę Herkulesa.”
Przypomnijmy sprawę: Krystyna Gut i Regina Myczak pracownice świdnickiego Zakładu Obrotu Ubiorami (ZOU) – pierwsza 32 lata nienagannej pracy, w tym 18 lat pracy w handlu, druga 20 lat pracy – zostają zwolnione w ramach, jak twierdzi kierownictwo zakładu etatyzacji. Nie mogąc pogodzić się z krzywdą piszą do wszelkich możliwych instytucji prosząc o pomoc. W listopadzie 1983 roku na łamach naszego dziennika ukazuje się artykuł „Wyrzucić na bruk”, z którego między innymi wynika, że K. Gut została zwolniona z pracy na skutek tego, iż otwarcie zwróciła uwagę na szereg nieprawidłowości w przedsiębiorstwie, takich jak: nierównomierny podział pracy, niekompetencja kierowniczki działu kadr, niesprawiedliwe oceny pracowników, tolerowanie pijaństwa i kumoterstwa w zakładzie, niewłaściwe przeprowadzenie regulacji płac. Większość zarzutów stawianych przez panią Gut zostaje potwierdzona przez komisję powołaną przez Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (KW PZPR). Komisja w wyniku przeprowadzenia rozmów z pracownikami ZOU w Świdnicy konkretyzuje wnioski. Było to w styczniu 1983 roku. Sprawa jednak nie zostaje na tym zakończona. W dalszym ciągu K. Gut – pracownik niewygodny ma kłopoty. Dostaje złą opinię, z której jasno wynika, że jej postawa moralna jest wręcz skandaliczna. Po interwencjach opinia ta zostaje anulowana, lecz nie znaczy to, by rzeczywiście wszyscy o niej zapomnieli. Nie przyznaje się pracownicy kolejnych podwyżek, a kierownik działu pan Malina występuje o przekazanie pracownicy działowi kadr. Gut pisze wszędzie, sprawa trafia do komisji odwoławczej.
Regina Myczak, która GŁOŚNO POPARŁA KOLEŻANKĘ z pracy zaczyna mieć także kłopoty. Wkrótce zostaje zlikwidowane jej stanowisko pracy. Przez kilka miesięcy nie dostaje do wykonywania żadnej pracy. Wręczono jej w końcu wypowiedzenie. Sprawa trafia do komisji odwoławczej w Świdnicy.
Zakład pracy utrzymuje, że zwalnia obie panie w ramach etatyzacji. Panie zaś, że jest to tylko i wyłącznie skutkiem ich społecznej postawy.
Po ukazaniu się artykułu, w którym między innymi pokazano także mechanizm pozbywania się niewygodnego pracownika (co nie zdarzyło się w tym przedsiębiorstwie po raz pierwszy) do naszej redakcji nadeszło kilkadziesiąt listów z różnych stron Polski, w których czytelnicy wyrażali swoje oburzenie na temat stosunków panujących w przedsiębiorstwie pytając najczęściej, w jaki sposób ukarano osoby winne bałaganu?
Redakcja jednak nie otrzymała żadnego wyjaśnienia ze strony zakładu, żadnej odpowiedzi na krytykę prasową.
Dwudziestego grudnia 1983 roku toczyła się ostatnia rozprawa przed Terenową Komisją Odwoławczą (TKO) w sprawie Reginy Myczak.
– „Dowiedziałam się”, mówi R. Myczak, „że w ostatnim okresie byłam pracownikiem do niczego. Dawniej byłam dobra, ale ostatnio zupełnie się nie nadawałam. Zarzucano mi szereg rzeczy, lecz sąd dopuścił i moje dowody. Między innymi pismo, w którym uprzedzałam byłego dyrektora Grzyba, że są nieprawidłowości i prosiłam o uregulowanie spraw w zakładach usługowych. Twierdziłam cały czas, że w wyniku nagonki pozbawiono mnie pracy. I że nie miało to nic wspólnego z etatyzacją. Zresztą od maja 1982 roku przyjęto do pracy 14 osób na terenie Świdnicy, a na liście rzekomych zwolnień umieszczone są kobiety, które się same zwolniły bądź są na urlopach wychowawczych.
Podczas rozprawy także zarzucano mi, że roznoszę ulotki choć na pytanie, komu je dawałam – nie odpowiedziano. Na pytanie ławnika, który się zwrócił do byłego sekretarza Podstawowej Organizacji Partyjnej (POP) występującego jako świadek zakładu, dlaczego ideologicznie mnie nie podciągnął, świadek stwierdził, że ja jestem tak zaangażowana, że już nade mną żadnej pracy nie widzi.”
W tym miejscu, przypomnijmy stwierdzenia komisji powołanej przez KW PZPR do zbadania stosunków w przedsiębiorstwie: „Egzekutywa z racji swych obowiązków występuje w imieniu POP w składzie trzyosobowym, we wszystkich sprawach dotyczących działalności zakładu i ogółu pracowników. Stanowiska swego niejednokrotnie nie konsultuje z całą organizacją partyjną. POP jak wynika z dokumentów nie prowadzi rejestru skarg i wniosków. Nie odbyło się ani jedno zebranie, na którym rozpatrywano by sprawy niewłaściwych stosunków międzyludzkich. Sekretarz stosunki międzyludzkie określa jako dobre. Nie znane mu sa przypadki pijaństw…” i dalej: „Z rozmów z członkami partii wynika, że POP nie prowadzi w zakładzie swej statutowej funkcji inspiratorsko-kontrolnej. Brak rozeznania w sytuacji społeczno-politycznej i krytycznej analizy dla uzdrowienia sytuacji w zakładzie… pracownicy w takim zakładzie nie mają zaufania do POP i twierdzą, że nie mogą się zwrócić do niej.”
WRACAJĄC DO ROZPRAWY po wysłuchaniu świadków i po pięciominutowej przerwie komisja wydała orzeczenie. Przywróciła Reginę Myczak do pracy, uznając tym samym wypowiedzenie podpisane przez byłego dyrektora Grzyba za bezskuteczne. Finał więc dobry, ale nie za bardzo. Trzydziestego grudnia 1983 roku Myczak otrzymuje pismo, w którym nowy dyrektor proponuje jej pracę na okres zamknięty jednego miesiąca. W miesiącu styczniu ma zostać rozpatrzona ewentualna możliwość dalszego zatrudnienia.
Pani Myczak się nie zgadza i pisze: „W/w propozycji nie przyjmuję, gdyż nie zapewnia mi stabilności pracy. A w dodatku wnoszę o dopuszczenie mnie do pracy zgodnie z orzeczeniem TKO, choć nie jest ono jeszcze prawomocne.”
Drugiego stycznia 1984 roku R. Myczak jednakże nie zostaje dopuszczona do pracy. W rozmowie z kierowniczką działu kadr Regina Myczak dowiaduje się, że nikt z nią nie chce pracować, a pracę na jeden miesiąc dostała z litości. Zakład bowiem będzie się odwoływał od orzeczenia TKO do Wrocławia, co zresztą było do przewidzenia, gdyż i w poprzednich przypadkach nie popuścił.
Reporter przebywając w Świdnicy dowiedział się także, iż kierownicy podpisują oświadczenia: „Nie wyrażam zgody na zatrudnienie pani Myczak”. Tylko tyle bez wyjaśnienia, chociażby takiego, że brak jest etatów. Kierownicy mówią otwarcie, że właśnie tak kazano im tylko napisać.
Wobec takiego obrotu sprawy Myczak pisze: „Zwracam się z prośbą o udzielenie mi autorytatywnej odpowiedzi, w jakim celu zorganizowano akcję zbierania oświadczeń kierowników, jakoby żaden z nich nie zgadzał się na wspołpracę ze mną. Wyrażam tą drogą swoje oburzenie i zdziwienie, bo przecież wiadomo, że w sklepach obowiązuje etatyzacja, sprzedawcy mają pracę jedynie w dniach dostaw, a w sekretariacie, w rezerwie obecnie przebywa sprzedawca, dla którego nie ma zatrudnienia w sklepie. W takiej sytuacji żaden kierownik nie powiększy swojej załogi.”
Poproszony o rozmowę dyrektor Sobolak powiedział, że zakład będzie się odwoływał od decyzji komisji do Wrocławia. Osobiście nie chciałby pracować z paniami, chociaż nie będzie robił, gdy wygrają, żadnych przeszkód. No ale te panie są konfliktowe. Nie, do ich pracy nie ma zastrzeżeń. Po prostu robią złą atmosferę w zakładzie.
– „No, pani redaktor” powiada dyrektor Sobolak, „czy to jest w porządku: przychodzi pani Gut do działu i mówi wierszyk o mnie. A do mnie przychodzi pani W. i powtarza, że tamta to opowiada. Czy to jest w porządku?”
– „Panie dyrektorze a czy pani W. powtarzając głupi wierszyk nie robi zamieszania również? „
– „To nie o to chodzi, bo wie pani, akurat na rozprawie pani W. powiedziała, że z panią Gut jej się doskonale pracowało. To są tylko ludzie.”
DZIENNIKARZ CHCIAŁBY ZROZUMIEĆ co ma wspólnego wierszyk z pracą i w ogóle, dlaczego dyrektor to mówi, ale jakoś nie może. I ma same wątpliwości. Dyrektor jednak wcale ich nie ma.
– „Panie dyrektorze cały czas powołujecie się na etatyzację przy zwalnianiu tych pań, a przecież i pan i ja wiemy, że po pierwsze powinniście zejść z połówek etatów emerytów.”
– „Ma pani rację, ale to był błąd. Wie pani, powiem jeszcze to, że pani Gut jest konfliktowa więc kogo zwolnić, jeśli ta jest fachowcem i pozostałe są fachowcami? Skoro kobieta rozmawia z dwoma osobami na osiem zatrudnionych w dziale? „
– „Ale służbowo się odzywa do wszystkich? „
– „No tak.”
Dyrektor zgadza się także ze stwierdzeniem, że panie z działu K. Gut występujące w sądzie były zainteresowane w tym by nie wróciła do pracy, gdyż w takim przypadku któraś inna musiałaby odejść, w ramach tej ciągle pięknie brzmiącej etatyzacji. Zgadza się również i z tym, że po anulowaniu szkalującej opinii trzeba było wystawić rzetelną. Tyle, że to wszystko już po czasie.
Dyrektor Zając stwierdza w rozmowie, że nie ma żadnych przeszkód, by przyjąć panią Myczak do pracy, niech tylko któryś z kierowników wyrazi na to zgodę, wymieniając pracownika. Czy wie o tym, że przez kilka miesięcy był wolny etat i nie zaproponowano go Reginie Myczak? Tak, wie, dlatego wygrała w sądzie.
SPRAWA ŚWIDNICKIEGO ZOU JEST W MIEŚCIE GŁOŚNA poruszano ją także podczas zebrania sprawozdawczo-wyborczego Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (KM PZPR). Zaatakowano prasę i dziennikarzy. Dziennikarz jednak, jak stwierdził jeden z towarzyszy, ma prawo przedstawiać sprawy zgodnie z przedstawionymi mu dokumentami. W artykule poprzednim napisałam, iż nie pozwolono mi doczytać do końca dokumentów, i taka była prawda.
Dziwne też jest to, że przez blisko półtora miesiąca zakład nie odpowiedział na krytykę prasową.
Nikt też nie chciał mi powiedzieć jak zostały zrealizowane wnioski komisji powołanej przez KW PZPR. Pierwszy sekretarz, który z racji swego zawodu powinien w tym momencie postawić jakąś diagnozę, wysunąć optymistyczne wnioski, nie ma nic, po prostu nic do powiedzenia. Mgła, w której można robić, co się komu podoba!
Oceny, opinie oraz poglądy zawarte w tekście zamieszczonym powyżej odzwierciedlają tylko i wyłącznie zdanie autora i nie zawsze są podzielane przez Redakcję.