Trudne sprawy nieletnich – Śtuczny byk ▪ Lucjan Momot

We wsi wrzało. Nawet ksiądz proboszcz w niedzielnym kazaniu zgromił nieobyczajne zabawy na dyskotece. „Młodzież” – mówił – „nie umie się kulturalne bawić, bez wódki i pobicia. U nas jak się wóda nie leje strumieniami i sztachety nie są w robocie, to nie ma zabawy! I winą obarczył starsze pokolenie – za zły przykład dawany młodym.

O co poszło, że rozlało się tyle żółci? Oto w remizie strażackiej młodzi, jak już nieraz bywało, zorganizowali dyskotekę. Bez wyszynku. Ale wódka, jabole i piwsko były, jak zawsze. Pito pokątnie, „nieoficjalnie”, żeby Ochotniczej Straży Pożarnej nie zabrano zezwolenia na organizowanie dyskotek – jedynej rozrywki młodych we wsi, poza telewizją i video. I było wesoło i spokojnie na sali uciech, i wszystko byłoby cacy, gdyby, już pod koniec disco, nie znaleziono za remizą w pokrzywach Byczkowego Jasia z dziurą w głowie! Przestano grać, młodzi szybko się rozeszli. Przyjechało pogotowie ratunkowe, milicja, ktoś powiadomił rodziców Jaśka. Poszkodowany, młody, 15-letni Jaś Byczek przez kilka dni walczył ze śmiercią w miejskim szpitalu w Z. Przetrzymał, a na wsi orzekli… „wyliże się!” Lekarz powiedział, że to jego młode, twarde, chłopskie zdrowie go uratowało i cud boski.

Lekarze leczyli Jaśka, a milicja z gminnego posterunku robiła swoje: postawiła sobie za punkt honoru dojście do prawdy, kto tak „załatwił” młodego Byczka. Komendant posterunku przyrzekł nawet rodzicom chłopca i wójtowi: „Dorwę bandziora, niechby spod ziemi!” Po długich rozpytywaniach, analizowaniach doniesień i faktów, po spekulacjach i kalkulacjach milicja doszła do wniosku, że wszystko świadczy przeciw Waldiemu Kowalskich. Tych Kowalskich, których głowa rodu jest inseminatorem w gminie, a po wsiowemu, że jest po prostu… „Śtucznym bykiem”. Dowodem, koronnym, miało być to, że Jasiek i Waldi chodzili do jednej klasy w Gminnej Szkole Zbiorczej, że się pokłócili, bo Jasiek Waldka nazwał „Śtuczny byk” – i to tak, żeby wszyscy słyszeli – a Waldi miał powiedzieć: „Jeszcze tego pożałujesz!”. Dodatkowo przeciw Waldkowi, „rozbójnikowi”, świadczył fakt, że w szkole, na przerwie popchnął Marysię Kniaziów – piękność szkolną ze wsi gminnej – tak, że ta spadła po schodach i złamała sobie rękę. Ponoć też za „Śtucznego byka”. Było to parę miesięcy temu i sprawa dawno przyschła, ale teraz ją odgrzebano, połączono z najnowszym wydarzeniem we wsi Waldka i na wniosek milicji sąd rejonowy chłopca przymknął w Państwowym Schronisku dla nieletnich (PSdN). „Dla dobra śledztwa” – jak stało na skierowaniu do PSdN – „i celem badań diagnostycznych.

Waldi w schronisku uporczywie powtarzał, że jest niewinny, że Jaśkanie załatwił”, chociaż prawdą jest, że mu groził. „Ale tak” – mówił – „więcej ze złości i wściekłości” niż żeby chciał zemsty, i to takiej, i że z Jaśkiem nawet lubili się. A z Marysią też nie było tak jak pisze milicja. Gonił ją po korytarzu, to prawda, bo go przezywała „Śtuczny byk”, zresztą nie tylko oni się gonili: na korytarzu jak zwykle na przerwie, był wielki zgiełk, bieganina. Marysia biegła w kierunku klatki schodowej i przy zejściu do niej potknęła się, upadła, poleciała po schodach i złamała rękę. On jej nie popchnął tylko gonił za tego „Śtucznego byka”. A tego przezwiska może nie miał by, gdyby w klasie był jeden Waldemar Kowalski. A było ich trzech i każdego przezywano. Był WaldekRudy”, WaldekDynia” i on „Śtuczny byk”. A to nie było jego przezwisko, ino jego taty, o którym po wsiach mówiono „idzie śtuczny byk do krowy”.

Waldek w PSdN przebywał trzy miesiące. Uczył się dobrze, a zachowywał wzorowo, mimo że dokuczali mu git ludzie, bo nie chciał grypsować. Przykro mu było, że nazywali go „frajer”, ale on do przezwisk był przyzwyczajony: przecież z powodu „głupiego przezwiska” – mówił – trafił za kratki!

Na rozprawie wysoki sąd orzekł mu zakład poprawczy w zawieszeniu na trzy lata i zwolniono go do domu. Rodzice chłopca złożyli apelację twierdząc, że ich syn jest niewinny, a prawda – to ich „cały honor” na całą wieś i parafię!

Od września Waldi był uczniem szkoły średniej. Gdzieś pod koniec pierwszej klasy wysoki sąd napisał do niego, że jest niewinny. Wyszło bowiem, że Jaśka „załatwili” tacy dwaj z sąsiedniej wsi – i to przez pomyłkę, bo czyhali na kogoś innego, kto im wlazł w paradę „przez dziewczynę”. Ci dwaj po pewnym czasie pokłócili się o… dziewczynę i „wygarnęli” sobie przy wódce jak niechcący „załatwili” Jaśka i kto w tym jest najbardziej winien. Na szczęście znalazł się taki jeden, który podsłuchał i doniósł milicji, no i sprawa się rypła.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top