Miłosne igraszki Fortuna kołem się toczy ▪ Lucjan Momot

Nikuś poznał Annę Violettę na przypadkowym pikniku w Zagórzu Śląskim, w letni czas. Znudziła go rozpalona słońcem Świdnica i postanowił odetchnąć świeżym powietrzem. Łażąc po górach przypadkowo trafił na znajomego, który z rodziną biwakował nad wodą. Przy ognisku, piekąc kiełbaski, zobaczył ją – blondyneczkę podobną do Violetty Villas, kuzyneczkę znajomego, który zaprosił go, żeby przysiadł się do nich. Od razu wpadła mu w oko. Po godzinie byli już na „ty”. Podobał się jej dowcipny dryblas o kędzierzawej czuprynie i piwnych oczach. Pod koniec pikniku czuli się jak starzy znajomi i… nie powiedziała „nie”, gdy jej zaproponował spędzenie reszty wieczoru w jego świdnickiej kawalerce. Odtąd spotykali się niemal każdego dnia prawie rok czasu. Gdy zaszła w ciążę, ożenił się z nią, gdy urodziła mu syna – szalał z radości! Nikuś pracował w prywatnej firmie. Zarabiał nieźle, bo wkrótce po ślubie stać go było na wykupienie własnego M-3 w bloku.

Niestety, po jakimś czasie okazało się, że życie rodzinne, do tego z małym dzieckiem, które płacze po nocach i siusia w pieluszki, to nie dla wesołego Nika. Dla nabrania „fantazji w małżeństwie” zaczął sobie pozwalać, od czasu do czasu, na „skoki w bok”. Dopóki robił to w miarę dyskretnie, Anna Violetta przymykała oczy. Sytuacja zmieniła się, gdy do sąsiedniego mieszkania sprowadziła się „ciekawa osóbka”. Nikuś zaczął ją podejrzanie często odwiedzać: a to naprawić zamek w drzwiach, a to by posłuchać ciekawego zespołu muzycznego, nastawić zegarek itp.

Pewnego razu naprawa zepsutego gniazdka zajęła mu całą noc! Anna Violetta przestała się denerwować, spakowała jego rzeczy do walizki i postawiła ją pod drzwiami „ciekawej osóbki”, Nikuś ucieszył się z takiego „bezbolesnego” obrotu sprawy. Frania jego nowa przyjaciółka, przyjęła go z otwartymi ramionami. Była po rozwodzie po „przejściach z mężem dewiantem seksualnym”, brak stałego mężczyzny zaczął jej poważnie doskwierać.

Z żoną Nikuś spotykał się codziennie na klatce schodowej, ale nie mówili sobie nawet zdawkowego „dzień dobry”. On nie przejmował się tym, bo Frania wkrótce zaszła w ciążę i urodziła mu syna. Został ojcem po raz drugi – też szalał z radości!

W tym czasie w firmie Nika zaszły poważne zmiany: boss rozpoczął regularne kontakty handlowe z Czechami i Niemcami. Zmieniło to życie Nikusia – ciągle był w rozjazdach, ciągle poza domem, zbyt często poza domem. Któregoś dnia z radością wracał do Frani i synka, bo udało mu się wcześniej urwać z pracy, liczył na sielankę, jakież było jego osłupienie, gdy zastał sąsiada z parteru… naprawiającego światło w jego domu!… Wpadł w furię: sąsiadem „otworzył drzwi” na korytarz, że zabrało go pogotowie ratunkowe, Frani popodbijał oczy, że wyglądała jak straszydło! W domu nastały ciche dni, pełne pochlipywań i zaciśniętych ust przyjaciółki. Nikuś wolny czas spędzał bawiąc się z synkiem. Z ulgą przyjął propozycję szefa: „Pojedzie pan na dwa dni do Niemiec!” Gdy wrócił, przed progiem mieszkania zastał tę samą walizkę, którą wcześniej spakowała mu żona. Wtedy dopiero zrozumiał, że znalazł się w ogromnie głupiej sytuacji: z jednej i z drugiej strony klatki schodowej drzwi dla niego były zamknięte!… Mimo to, wielce skruszony i przygnębiony, postanowił zapukać do mieszkania Anny Violetty – swojej ślubnej, prawowitej połowicy, w skrytości ducha licząc, iż może pozwoli mu przenocować ten jeden raz. Zdębiał i na chwilę zabrakło mu tchu w piersiach, gdy w drzwiach stanął lekkoatleta o byczym karku i spojrzeniu bazyliszka! Czym prędzej wycofał się na korytarz. Noc spędził łażąc po mieście i krótko śpiąc w piwnicy domu, w którym był zameldowany. Następnie dwa dni z rozpaczy pił na umór z przygodnymi kolesiami. Gdy rankiem trzeciego dnia skacowany stanął przed szefem firmy, w której pracował, usłyszał od niego, że jest zwolniony.

Tak to wesoły Nikuś znalazł się na bruku… karmiony i pojony z łaski przez takich jak on, którzy znaleźli się poza burtą. Żył wspomnieniami pięknych dni!… Aby zatrzeć te coraz bardziej gorzkie wspomnienia i rozpocząć nowe życie, za radą jednego z trunkowych kolesiów z rynsztoku, resztkami skacowanej woli podjął decyzję opuszczenia Świdnicy na zawsze. Osiadł w jednym z portowych miast Polski. Pracuje. Czasami sobie popije, wtedy opowiada o czasach, gdy miał jednocześnie dwie kobiety i furę szmalu, by stawiać wódkę przeróżnym życiowym niezdarom.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top