W północno-wschodniej części Świdnicy, na północ od dzisiejszej ul. Metalowców, na południe od ul. Szarych Szeregów, w okolicy dzielnicy zwanej potocznie „Kolonia”, istniało pod koniec wojny w 1945 r. polowe lotnisko wojskowe. Część tego lotniska znajdowała się na terenie należącym wtedy do wsi Pszenno.
Nie było tam wyasfaltowanych pasów startowych, tylko trawiasty teren, na skraju którego stał barak, a później może i kilka baraków. Na lotnisku chyba dopiero od 22 lutego 1945 r. stacjonował 52. pułk niemieckiego lotnictwa myśliwskiego. Jego głównym zadaniem była ochrona samolotów transportowych zaopatrujących Wrocław oblężony przez Armię Czerwoną. Początkowo, do końca lutego, pułkiem dowodził major Borchers.
Pułk wyposażony był w samoloty typu Me 109. Samoloty transportowe, głównie Ju 52 i prawdopodobnie też He 111, przylatywały z terenu Danii i usiłowały lądować początkowo na lotnisku Gądów we Wrocławiu aż do jego zajęcia przez Armię Czerwoną. W Świdnicy lądowały małe samoloty niemieckie typu Fieseler Fi 156 Storch, które wywoziły z Wrocławia niektóre osoby, m.in. ciężko rannych. Na lotnisku świdnickim lądowały także samoloty transportowe w przypadku, gdy z powodu silnego ostrzału artylerii przeciwlotniczej nie udawało im się wylądować we Wrocławiu. Próby ponownego dotarcia do Wrocławia z wykorzystaniem lotniska w Świdnicy podejmowane były czasami kilkakrotnie.
Historia zna niektóre fakty związane z tym lotniskiem.
Lądowała tu samolotem typu Fi 156 najsłynniejsza lotniczka niemiecka, Hanna Reitsch. Wiozła do Wrocławia podsekretarza stanu w ministerstwie propagandy Trzeciej Rzeszy Wernera Naumanna, który 7 lutego 1945 r. zagrzewał wrocławian do obrony miasta.
Już wcześniej, bo 1 lutego, startując ze Świdnicy przyleciał samolotem do Wrocławia generał major Hans von Ahlfen, mianowany głównodowodzącym „twierdzy Wrocław”. W końcu lutego zastąpił go fanatyczny generał piechoty Hermann Niehoff, który w ciągu dwóch nocy bezskutecznie próbował wylądować we Wrocławiu, ale musiał wracać do Świdnicy. Wreszcie w nocy z 5 na 6 marca udało mu się dotrzeć do Wrocławia i objąć dowodzenie. Doleciał samolotem Ju 52, który wystartował ze świdnickiego lotniska.
Działalność silnej artylerii przeciwlotniczej Armii Czerwonej była też powodem, że w nocy z 22 na 23 lutego wyciek paliwa jednego z samolotów Ju 52, przewożącego wojska spadochronowe do Wrocławia, wymagał lądowania na lotnisku świdnickim. Również w nocy z 28 lutego na 1 marca w Świdnicy musiał lądować inny uszkodzony samolot Ju 52 ze spadochroniarzami.
Jeszcze w kwietniu 1945 r. małe samoloty Fi 156 lądowały w Świdnicy wioząc z Wrocławia doświadczonych pilotów szybowców transportowych, którym wcześniej udało się wylądować we Wrocławiu z zaopatrzeniem z terenu Czech. 16 kwietnia lądował w Świdnicy pilot Fi 156, powracający z Wrocławia, dokąd zawiózł gauleiterowi Karlowi Hankemu przyznany mu przez Hitlera Złoty Krzyż Zakonu Niemieckiego. Zabrał on ze sobą jednego z rannych.
20 marca na lotnisku świdnickim przebywał generał pułkownik Robert Ritter von Greim, dowódca szóstej floty powietrznej. Spotkał się tutaj z dowódcą 52. pułku lotniczego podpułkownikiem Hermannem Grafem. Rozmawiał też z dowódcą pierwszego dywizjonu tego pułku kapitanem Erichem Hartmannem. Podpułkownik Graf zestrzelił w sumie 212 samolotów nieprzyjacielskich i odznaczony był najwyższym niemieckim orderem wojskowym – Krzyżem Rycerskim z Liśćmi Dębowymi, Mieczami i Brylantami. Takie samo odznaczenie posiadał też kapitan, później major Hartmann, który zestrzelił aż 352 samoloty, ostatni jeszcze 8 maja 1945 r. nad Brnem. Nikt z innych lotników drugiej wojny światowej nie osiągnął tak wysokiej liczby zestrzeleń. Po wojnie i powrocie z niewoli radzieckiej był Hartmann dowódcą pułku lotniczego wojsk Niemieckiej Republiki Federalnej. Zmarł w 1993 r. jako emerytowany pułkownik lotnictwa.
Robert Ritter von Greim i Hanna Reitsch odwiedzili w Berlinie Hitlera w przeddzień jego samobójczej śmierci. W testamencie Hitler mianował Greima następcą Goeringa na stanowisku głównodowodzącego lotnictwa niemieckiego. Po kapitulacji Trzeciej Rzeszy, również i von Greim skończył śmiercią samobójczą.
Źródła odnotowały różne wypadki związane mniej czy bardziej pośrednio ze świdnickim lotniskiem wojskowym.
Lotnisko było bombardowane przez samoloty radzieckie.
Stacjonujące tu niemieckie samoloty były chronione prowizorycznymi bunkrami wykonanymi zdaje się z belek pokrytych ziemią.
Samoloty te nie miały dostatecznej ilości paliwa i rzadko mogły wzbijać się w przestworza.
20 marca 1945 r. jeden z samolotów z drugiego dywizjonu 52. pułku lotniczego został zestrzelony koło Sobótki.
25 marca, prawdopodobnie przy lądowaniu, rozbił się samolot i zginął wtedy pilot Konrad Weigel.
Od 7 do 17 kwietnia trzeci dywizjon pułku zrzucał pojemniki z zaopatrzeniem nad Wrocławiem.
W nocy z 11 na 12 kwietnia doszło tu do jakiejś eksplozji.
6 maja rano w Świdnicy wylądował samolot Fi 156, którym uciekał z Wrocławia mianowany w testamencie Hitlera głównym przywódcą SS i szefem niemieckiej policji gauleiter Karl Hanke. Potem wystartował stąd do Jeleniej Góry. Później wszelki ślad po Hankem zaginął i niektórzy przypuszczali, że ukrywa się on w Ameryce Południowej albo został zabity w Czechach.
7 maja w godzinach porannych 52. pułk lotniczy opuścił lotnisko świdnickie i udał się do Czech. Zniszczono wtedy chyba część bunkrów, w których przechowywano samoloty i spalono zapasy oraz baraki.
Przez wiele lat po wojnie lotniska świdnickiego używało lotnictwo Związku Radzieckiego. Stąd startowały niektóre samoloty radzieckie biorące udział w inwazji na Czechosłowację w sierpniu 1968 r.
Mało znany fakt stacjonowania i prób śmigłowców FI 282 V14+SH na tym lotnisku w 1944 r. Opisany i ofotografowany na dolnym-slasku; http://dolny-slask.org.pl/519393,Swidnica,Niemieckie_lotnisko_wojskowe.html
Lotnisko było trawiaste, ale pas startowy przecinający drogę do Pszenna był betonowy. Pamiętam to z lat 50- tych