Legendy o Świdnicy – Legenda o spalonym domu ▪ Piotr Studnicki

Dawno, dawno temu w Świdnicy na ulicy Spółdzielczej o godzinie 00:15 w nocy spłonął dom. Tylko jeden młodzieniec o imieniu Wiktor zdołał przeżyć to zdarzenie. Cudem udało mu się wyskoczyć przez okno. Dom długo stał pusty.

Po pewnym czasie odremontowano budynek i wprowadziło się kilka rodzin.

Od czasu pożaru jednak, codziennie o godzinie 00:15 w nocy pojawiały się dusze zmarłych i straszyły w całym domu.

Wielu było śmiałków z tego domu i okolicznych kamienic, którzy chcieli dać złym duchom nauczkę, ale żaden z nich nie przeszedł wszystkich pułapek i zapłacili za to życiem. Tylko Wiktor mógł przepędzić te duchy, ponieważ znał ich tajemnice i posiadał pierścień, który miał taką moc, że bały się go wszystkie złe moce. Użyć tego pierścienia jednak można było tylko w obecności duchów i tylko w pokoju dozorcy, który znajdował się na drugim piętrze domu. Duchy były bardzo przebiegłe i zawsze zakładały pułapki na tych, którzy chcieli je przepędzić. Ludzie więc zwrócili się z prośbą do Wiktora, aby pomógł im przegonić duchy.

Wiktorowi żal się zrobiło tych wszystkich ludzi, płaczących kobiet i dzieci, dlatego postanowił dać nauczkę duchom. Młodzieniec do tej poważnej, a zarazem trudnej misji przygotowywał się dwa dni. Spakował do plecaka: latarkę, piorunochron, miecz, no i oczywiście pierścień. Ubrany w zbroję wszedł do bramy budynku przed północą, aby duchy nie spotkały go. Po cichu wszedł po schodach na drugie piętro, gdzie znajdował się pokój dozorcy. Był bardzo zdziwiony, ponieważ zastał zamknięte drzwi. Klucz znajdował się w piwnicy, w starej skrzyni, którą można było tylko otworzyć hasłem. Młodzieniec znał bardzo dobrze to hasło, ponieważ widniało ono kiedyś przy wejściu do budynku, a brzmiało ono tak: „Śmiertelny huragan”.

Gdy Wiktor wszedł do piwnicy i odnalazł skrzynię, bez namysłu wypowiedział magiczne słowa, ponieważ nie było czasu do stracenia. W mgnieniu oka skrzynia rozwarła swoje wieko i ukazał się wielki, ciężki, a zarazem piękny stary klucz ze złota, który był cały zakurzony. Młodzieniec chwycił go dwoma rękami uginając kolana pod jego ciężarem i powędrował do wielkich drzwi na drugim piętrze. Gdy przekręcił klucz w zamku, drzwi tak zaskrzypiały, że Wiktor przestraszył się, czy tego hałasu nie słyszą duchy. Po chwili jednak trochę się uspokoił, ponieważ zobaczył na zegarku, że dopiero jest dziesięć minut po północy. Miał więc jeszcze pięć minut do spotkania z nimi. Schował się za starą sofą i czekał, aż duchy się pojawią. Czuł, że nogi drętwieją mu ze strachu, a czas mu się bardzo dłużył. Wydawało mu się, że minęła już godzina, a tak naprawdę minęło pięć minut.

Punktualnie o godzinie 00:15 zza sąsiedniej ściany duchy zaczęły pojawiać się jeden za drugim i krążyć nad starą, spróchniałą komodą. Było ich osiem i wydawały bardzo nieprzyjemne dla ucha dźwięki: piski, okrzyki syczenie i głośne hukanie. Wyglądały bardzo przerażająco: twarze miały ludzkie, ale zniekształcone. Ciała były przeźroczyste i poruszały się w powietrzu.

Gdy wszystkie duchy zaczęły krążyć w pokoju dookoła komody, młodzieniec nagle wyszedł z ukrycia. Duchy widząc nieproszonego gościa, zaczęły ciskać w niego piorunami. Wiktor wyciągnął szybko z kieszeni piorunochron i przyjmował po kolei wszystkie ich strzały. Na widok tego, co się dzieje, duchy w jednej chwili wyleciały z pokoju. Młodzieniec myślał, że duchy się go wystraszyły i już nie powrócą, ale mylił się, ponieważ są one sprytniejsze od ludzi. Wiktor zrobił krok do przodu i poczuł przed sobą niewidzialną ścianę. Zrozumiał, że to kolejna pułapka zastawiona przez duchy jednak, gdy włożył miecz w tę ścianę, ta nagle stała się widzialna. Zobaczył bardzo małą szczelinę i postanowił spróbować przecisnąć się przez nią. Po bardzo wielkim wysiłku – udała mu się ta sztuka.

Nagle wszystkie duchy powróciły bardzo zdenerwowane, że ktoś przeszedł przez pułapkę, którą oni zastawili. Zaczęły rzucać w młodego człowieka różnymi przedmiotami: pralką, telewizorem, lodówką, żelazkiem, wazonami i innymi. Ten jednak nie obawiał się niczego, ponieważ miał na sobie zbroję, która chroniła go przed różnymi obrażeniami. W końcu udało mu się dojść do miejsca, z którego mógł użyć pierścienia. Gdy go przekręcił na palcu, wówczas cały dom był tak mocno oświetlony, że obudzili się wszyscy ludzie na ulicy Spółdzielczej, a duchy bojące się jasności, pouciekały we wszystkie strony świata.

Wiktor szczęśliwy opuścił budynek, a przed nim czekali mieszkańcy Świdnicy, którzy chcieli podziękować mu za wyzwolenie od złych mocy. Na jego cześć urządzono wielką ucztę, na której wszyscy się świetnie bawili – śpiewali i tańczyli. Tak bawiono się przez trzy dni i trzy noce.

2 thoughts on “Legendy o Świdnicy – Legenda o spalonym domu ▪ Piotr Studnicki”

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top