Siedział na drewnianym mostku i „gapił się na zielony świat” – jak wyznał wysokiemu sądowi, pod mostkiem szumiała rzeczka. Gdy zobaczył panią Wandę, zeskoczył z poręczy i ruszył za nią przyśpieszając kroku. Kobieta odwróciła się. On był tuż, tuż, wtedy jej ciało przeszyły ciarki.
Tego późnego popołudnia, prawie wieczora, pogoda była mglista, ale było ciepło i przyjemnie. Pani Wandzie przyszło wracać do domu łąkami – śpieszyła się na spotkanie z koleżanką. Mieszkała w X. – niewielkiej mieścinie, raczej spokojnej. Przez mostek na rzeczce na Wysokich Łąkach przechodziła dość często, szczególnie gdy się śpieszyła z pracy do domu. Tym razem na jego poręczy zobaczyła siedzącego mężczyznę. Jak go mijała, wydawało jej się, że przygląda się jej uważnie. Za mostkiem, koło zakola rzeczki, spotkała gromadkę rozśpiewanych dzieciaków – śpiewając chlapały się w wodzie. Po ujściu kilkunastu kroków odwróciła się, żeby spojrzeć na bawiące się dzieci. Wtedy spostrzegła, że mężczyzna zeskoczył z poręczy mostku i przyśpieszając kroku ruszył za nią. Znowu odwróciła się. On był tuż, tuż, wtedy jej ciało przeszyły ciarki. Pasek torebki z pieniędzmi okręciła mocno wokół dłoni, natomiast siatkę z zakupami chwyciła silniej.
Nagle poczuła potężne kopnięcie w pośladki i cios w plecy – padła na ziemię. Pani Wanda zaczęła krzyczeć, wzywała pomocy! Liczyła, że może chociaż usłyszą ją przed chwilą mijane dzieci, mężczyzna próbował zakneblować jej usta. Pani Wanda ugryzła go w palec. Wtedy poczuła piekący ból na twarzy i spływającą po niej ciepłą krew. Napastnik usiłował wyrwać jej torebkę, w której była dzisiaj pobrana pensja i trzysta dolarów USA. Mężczyzna nie mogąc wyrwać torebki z pieniędzmi chwycił torbę z zakupami i zbiegł w szuwary. Pani Wanda – zakrwawiona, poobijana i przerażona do granic wytrzymałości – dotarła do domu z duszą na ramieniu. Koleżanki jeszcze nie było, tylko mąż oglądał telewizję – opowiedziała mu o wszystkim. Po zgłoszeniu na milicji, pan komendant posterunku powiedział że to… „chyba sprawka Frania Przygłupa-Recydywy”, który jakiś czas temu wrócił z więzienia po odsiedzeniu kolejnego wyroku za… wyrwę i gwałt, a właściwie to za usiłowanie gwałtu.
Podczas konfrontacji pani Wanda rozpoznała sprawcę, potwierdzając tym samym domniemania pana komendanta.
Jakieś cztery lata temu Franiu dokładnie w tym samym miejscu napadł i obrabował kobietę. Z ofiarą postąpił podobnie brutalnie krwawo i podstępnie – jak z panią Wandą. Do zarzutów nie przyznał się. Twierdził, że znalezione przy nim żyletki służyły mu do golenia i… obcinania paznokci oraz kurzajek a krew na jego ubraniu… to wynik bójki ze starszym bratem, który rozkwasił mu nos. Żaden ze świadków nie potwierdził alibi, jakie obmyślił sobie Franiu Przygłup-Recydywa, dochodzenie przypieczętowały wyniki badań specjalistycznych, które potwierdziły, że na ubraniu Przygłupa była krew pani Wandy. Sąd, jako niepoprawnego recydywistę, skazał Frania na siedem lat więzienia. Przygłup wyrok skwitował krótko: „Wytrzymamy, więzienie też dla ludzi!”