W lutym 1945 roku Armia Czerwona zbliżała się do Świdnicy. 12 lutego zdobyty został Goczałków, następnego dnia – Strzegom, gdzie wielu tysięcy mieszkańców nie zdążono ewakuować. W Świdnicy, 13 lutego hitlerowskie władze – powiatowe kierownictwo partii narodowosocjalistycznej (NSDAP) – na polecenie dowództwa wojskowego wydało rozkaz o ewakuacji miasta. Brzmiał on następująco: „Świdnica ma być natychmiast ewakuowana. Należy utworzyć kolumny, marszowe, w których pójdą kobiety z dziećmi oraz mężczyźni w wieku powyżej 60 lat, jeżeli nie są zatrudnieni w zakładach pracy. Wymarsz przez Bystrzycę Górną do Nowej Rudy nastąpi rano o godzinie 6.00, w dniu 14 lutego 1945 r. Punkt zborny przy zbiegu Sedanstrasse i Sedanplatz (czyli w miejscu gdzie obecnie ulica Sprzymierzeńców styka się z placem Wojska Polskiego). Zabrać należy żywność na kilka dni, a ponadto tylko rzeczy najniezbędniejsze. Kobiety z niezdolnymi do marszu dziećmi będą transportowane pojazdami. Zapewnia się noclegi podczas drogi.”
Świdniczanie i przebywający wtedy masowo w Świdnicy uciekinierzy z terenów zajmowanych już przez Armię Czerwoną, nie posłuchali tego rozkazu. Na wyznaczonym punkcie zbornym zjawiło się bardzo mało osób. Nie podstawiono ani jednego pojazdu. Większość ludności usiłowała wydostać się z miasta na własną rękę pociągami osobowymi, towarowymi czy sanitarnymi albo transportem wojskowym, niektórzy na rowerach czy pieszo. Świdniccy kolejarze zorganizowali do ewakuacji swych rodzin pociąg specjalny. Wiele osób pozostało jeszcze w mieście wierząc hitlerowskiej propagandzie, że wojska niemieckie odeprą ofensywę Armii Czerwonej.
Nadzieje te rozwiały się po ostatecznym okrążeniu Wrocławia w nocy z 15 na 16 lutego. Front był już w odległości około 12 kilometrów od Świdnicy na linii Strzegom-Łażany-Kruków-Mietków-Tworzyjanów.
W sobotę 17 lutego, po drugim nalocie bombowym na Świdnicę, większość ludności postanowiła opuścić miasto. Obawiano się dalszych bombardowań. Tym razem podstawiono autobusy i samochody ciężarowe na dzisiejszej Alei Niepodległości i na placu Wojska Polskiego. Przewoziły one ewakuowanych do Świebodzic. Niektórzy, udawali się pieszo, na przykład do Szczawienka, skąd odjeżdżali pociągami przeważnie do Czech. Wiele też osób wędrowało do miejscowości położonych w Górach Sowich, Wałbrzyskich czy Kamiennych oraz do zachodnich części Dolnego Śląska.
Pieszo ewakuowano robotników przymusowych niezatrudnionych już w mieście. Między innymi z opublikowanych wspomnień warszawianki wywiezionej do Świdnicy po powstaniu warszawskim wynika, że 14 lutego wyprowadzono grupę kobiet zatrudnionych w dzisiejszej Fabryce Aparatury Pomiarowej „PAFAL” S.A. drogą przez Modliszów w kierunku Wałbrzycha. Musiały nocować w zimnych, opuszczonych budynkach aż w końcu dotarły, zapewne przez Mieroszów, na teren dzisiejszych Czech. Tutaj w maju 1945 roku zostały wyzwolone przez Armię Czerwoną.
Potem pozostało w Świdnicy tylko nieco osób starszych, niezdolnych do ewakuacji, część urzędników i pracowników instytucji komunalnych (wodociagów, gazowni oraz elektrowni), policja, proboszcz katolicki i pastor ewangelicki, a także pewna liczba cudzoziemców różnych narodowości zatrudnionych na przykład przy odgruzowywaniu miasta. Żyli oni w bardzo trudnych warunkach sanitarnych i otrzymywali głodowe racje żywieniowe.
Następna, tym razem już tak zwana totalna ewakuacja Świdnicy odbyła się w poniedziałek 7 maja 1945 roku, w dzień po kapitulacji Wrocławia. Wtedy to pozostali w mieście Niemcy, przeważnie urzędnicy i pracownicy służb miejskich, wycofali się w kierunku zachodnim i południowo-zachodnim dążąc do swych rodzin. Zgrupowani w mieście przeważnie w obozach pracy Polacy i inni cudzoziemcy zostali w poniedziałek 7 maja rano wypuszczeni z obozów, i następnego dnia około południa wyzwoliła ich Armia Czerwona.