Historie z wokandy – Despotyczna mamcia ▪ Lucjan Momot

Leżał na więziennym wyrku i obliczał godziny, które wybijał zegar na wieży bazyliki. Sen nie przychodził – natłok myśli rozsadzał mu czaszkę. Nie mógł pogodzić się z faktem, że oto znowu znalazł się za kratami! Gdy po roku odsiadki, z świadectwem ukończonej podstawówki, warunkowo, opuszczał poprawczak, gdzie siedział za grzechy szczenięcych lat – kiedy to było? – Przyrzekał sobie na „sicher”, że nigdy więcej nie utraci wolności i oto… znowu jest pod kluczem. A tak sobie przyrzekał!…

Z poprawczaka za radą wychowawcy, nie wrócił do matki, która za bardzo lubiła „wesołe życie” i jego, Walercia, traktowała jak piąte koło u wozu. Do matki wpadł, żeby oznajmić jej, że wyjeżdża na wybrzeże do babci, która już kiedyś dała mu dowód, że jej na nim zależy, że go po prostu kocha: widziała w nim nie tylko wnuczka, ale i syna czyli tragicznie zmarłego ojca Walerka. U babci ukończył liceum i studia wyższe, pracę dobrze płatną – otrzymał w mieście u stóp Sudetów. Tutaj poznał Joasię – jego wielką miłość od pierwszego wejrzenia i… przyszłą żonę, z którą wiązał tyle nadziei!

Joasia była jedynaczką, razem z rodzicami mieszkała w obszernej willi. Teściowa Walerka jeszcze przed ślubem rzekła do niego: „W naszym domu miejsca wystarczy dla nas rodziców, i dla waszej rodziny”. Inżynier Walery, kierownik, był ucieleśnieniem marzeń rodziców Joasi o przyszłym mężu dla ukochanej „córuchny”. Przyjęty został do rodziny wytwornie i wylewnie, z gestem: teściowie w prezencie ślubnym ofiarowali mu nawet auto!… Szybko jednak zorientował się, że domem niepodzielnie rządzi teściowa – przez domowników nazywana mamcią. On tutaj znaczył niewiele i nie miał prawa głosu, zresztą podobnie jak teść i Joasia.

Tuż po ślubie Joasi i Walerego mamcia przeszła na wcześniejszą emeryturę i teraz bez przeszkód mogła oddać się pasji sterowania małżeństwem swojej „córuchny”. W poczuciu wielkiej macierzyńskiej miłości, nieznoszącej jakiegokolwiek sprzeciwu, nieustannie „uszczęśliwiała” Joasię i Walerego planując im każdy dzień, wtrącając się bezpardonowo nawet w ich prywatne życie małżeńskie.

Joasia we wszystkim słuchała swojej despotycznej matki. Dobrze znała mamci bogaty „zestaw” konsekwencji za niesubordynację. Mamcia wszelkie przejawy buntu z jej strony tłumiła bezwzględnie i skutecznie: przekleństwami, biciem i więzieniem w zamkniętym na kłódkę pomieszczeniu. Ślub z Walerym w zasadzie niczego w tym „obyczaju” nie zmienił. Żeby niepotrzebnie nie drażnić teściowej, Walery pod wpływem żony pokornie znosił dyktatorskie zapędy mamci, w skrytości ducha marząc o dniu, w którym uda mu się z Joasią wyrwać spod „nadopiekuńczych” skrzydeł despotki – tego z piekła rodem… haus gestapo – i pójść na swoje. Zdecydowany był, że tak się musi stać, tylko nie wiedział za bardzo, jak to zrealizować, żeby nie wywołać niepotrzebnej wojny z rodzicami żony.

Tymczasem póki co teściowa na cześć Walercia przed swoimi znajomymi i krewnymi piała z zachwytu wychwalając jego „cnoty” jako dobrego męża i zięcia, i „złotego człowieka”. Tak trwało do dnia, kiedy to Walery wyraźnie powiedział mamci, że ma własne zdanie i że nie będzie jej więcej słuchał. Wtedy mamcia stała się jego nieprzejednanym wrogiem: postanowiła nieposłusznego zięcia rzucić „na kolana” lub po prostu… zniszczyć!…

Joasia była w ciąży, gdy po raz pierwszy udało się mamci przekonać ją do tego, że Walery prawdopodobnie ma kochankę. Kierował zespołem kobiecym, był przez zespół lubiany i szanowany. Joasia zaś zbrzydła, była zdeformowana przez ciążę, ciągle rozdrażniona i zła. Tym łatwiej było jej przyznać rację mamci, bo przypomniała sobie, że siedział w poprawczaku posądzony o współudział w gwałcie zbiorowym. „Kobieciarz” – pomyślała zaniepokojona – „kobieciarz się w nim odezwał!” I tym swoim odkryciem podzieliła się z mamcia.

Teraz powroty Walerego z pracy do domu były interpretowane przez Joasię jak powroty z ramion innych kobiet. Urządzała mu karczemne awantury zazdrości zdradzanej i poniewieranej niesłusznie żony i itp.

Pod wpływem ciągłych posądzeń o lewe romanse, Walery zmienił pracę na gorzej płatną, ale za to w towarzystwie męskim. Sądził bowiem, że to zagwarantuje mu upragniony spokój w rodzinie. Joasię otoczył troskliwością, kochał ją, liczył na korzystne ułożenie stosunków między nimi po szczęśliwym rozwiązaniu.

Walery był w wieku chrystusowym i bardzo pragnął zostać ojcem. Gdy urodził mu się syn, oszalał z radości! Joasię obdarowywał niezliczonymi serdecznościami i podarkami. Radość zgasiła „wszechpotężna”, zaborcza mamcia: postanowiła, że najlepiej będzie, jeżeli sama zajmie się dzieckiem. Ostentacyjnie „przeprowadziła” Walerego do innego pokoju i nakazała żeby tam zamieszkał. Nie miał prawa niepokoić Joasi i synka.

Pan magister inżynier, odsunięty bezpardonowo od żony i dziecka, więcej czasu zaczął przesiadywać w pracy: postanowił, że wobec tego więcej zarobi na przeprowadzkę do własnego mieszkania. Nie myślał do końca życia tkwić pod opieką zaborczej mamci. Jednak jego późniejsze powroty z pracy stały się przyczyną kolejnej fali zazdrości ze strony Joasi, która pod wpływem „niezwyciężonej” mamci, wymyślała coraz to nowe romanse Walerego z kobietami, obsypywała go stekiem wyzwisk i pomówień, których w żaden sposób nie mógł pojąć.

W krótkim okresie czasu Joasia w stosunku do niego zmieniła się na gorsze. Przestała być czułą i serdeczną żoną, do której z radością wracał i nie miał przed nią żadnych tajemnic. Nie sypiał już z nią i nie miał dostępu do dziecka. Zrozumiał w końcu, że jego małżeństwo znalazło się w ciężkim impasie, i że jeżeli szybko nie podejmie stosownych decyzji, rodzina jego rozpadnie się!… Wynajął mieszkanie i – mimo ostrych protestów mamci i teścia – przeniósł się tam z Joasią i synkiem. Za karę teściowie odebrali mu auto – podarek ślubny – i zapewnili, że uczynią wszystko, żeby go zmusić do przeprosin i powrotu „na kolanach”.

Po przeprowadzce życie Joasi i Walerka zaczęło układać się pomyślniej: ucichły awantury, częściej ze sobą rozmawiali, zaczęli na nowo rozumieć się. Nie trwało to jednak długo, bo znowu w ich życie wkroczyła mamcia. Podczas nieobecności Walerego przychodziła do Joasi i „ustawiała” po swojemu jej życie rodzinne znanymi sobie sposobami. Znowu zaczęły się podejrzenia o romanse, płacze, histerie, pomówienia, wymyślne obelgi. Ich domowe skandale wyszły poza próg ich mieszkania – komentowali je sąsiedzi i znajomi. Wtedy Walery zdobył się na męską… ostateczność: zadzwonił do teściowej i zabronił jej widywania się z Joasią! Niestety, mamcia nie zamierzała kapitulować: dalej przychodziła do „córuchny” twierdząc, że jako jej rodzicielka ma „święte prawo” ją odwiedzać!

Pewnego dnia Walery postanowił nieco później pójść do pracy, ponieważ przeczuwał podstęp teściowej. Nie mylił się. Mamcia, mniemając, że zięć jest już w pracy, ostro wparowała do jego mieszkania z niewybrednymi „pretensjami” do Joasi. Nie wytrzymał tej nerwówki Walery: chwycił teściową za bary i z całej siły otworzył nią drzwi na klatkę schodową. Mamcia jęknęła z rozpaczy bądź wściekłości czy bólu, zatoczyła półkole, przewróciła się tuż przy schodach, po których, koziołkując, stoczyła się na półpiętro. Przyjechało pogotowie ratunkowe. Po odzyskaniu przytomności w szpitalu mamcia powiedziała śledczemu: „To ten zbój poprawczak, wyrodny zięć chciał mnie zabić!

I tak to Walery wylądował w areszcie śledczym licząc, że sprawiedliwe śledztwo udowodni jego niewinność: że czyn jego podyktowany był desperacją, rozpaczą i bezsilnością wobec natrętnej mamci. Do teściowej czuł ogromną odrazę, że sięgnęła do dna niegodziwości, aby zniszczyć jego rodzinę, że zniszczyła zdrowie własnej córce, która po miesiącach udręczenia przypominała wrak człowieka, a nie śliczną dziewczynę, którą ongiś poznał i pokochał.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top