Z niezwykłą konsekwencją Tomasz Hrynacz przemierza te same obszary tematyczne we wszystkich tomikach. Ale robi to z coraz większą precyzją. Doskonałość formalna ostatniego tomu pozwala uznać tę książkę za najlepszą w dorobku poety.
Kloto, Lachesis, Atropos – trzy Parki, choć nie występują jako główne bohaterki najnowszego tomu poetyckiego T. Hrynacza Prędka przędza, to jednak ich obecność delikatnie zasugerowana w tytule jest istotna dla struktury książki. Tomasz Hrynacz to poeta przywiązujący dużą wagę do kompozycji, która nadaje dodatkowy sens pojedynczym utworom, cyklom i tomikom, tworząc wielopiętrowe układy odniesień. Utwory z Prędkiej przędzy należałoby zatem czytać tak, jak ogląda się malarskie dokonania mistrzów impresjonizmu – z pewnego oddalenia, które pozwala odkryć, że pociągnięcia pędzla pozostawiające, zdawałoby się, ślady przypadkowe, chaotyczne komponują wolne od przypadkowości, konsekwentne ilustracje świata przedstawionego.
Przywołane przeze mnie przed chwilą mitologiczne Parki mogą posłużyć czytelnikowi jako metonimie głównych wątków, z których poeta tka swoją książkę: boginie przeznaczenia – Kloto, przedstawiana w ikonografii z wrzecionem, oznacza początek losu, narodziny, postawę afirmującą istnienie, Lachesis, ze zwojem i rylcem, kreśli w szczegółach charakter tego istnienia, a Atropos, z nożycami i klepsydrą, wyznacza jego kres. Z powyższymi wątkami tematycznymi – pięknem życia, jego treścią i kresem – przyjdzie się zmierzyć czytelnikowi.
Topos bogini przeznaczenia jest jednym z układów odniesienia, czekającym na zmaterializowanie w akcie lektury. Równie ważnym kontekstem tej poezji jest świat zmysłów. T. Hrynacz, jak czynili to dawniej mistrzowie modernizmu, stara się oddać złożoną naturę świata za pomocą symbolu, sugestii i synestezji, stąd wiele w jego poezji zapisów wrażeń wzrokowych, słuchowych i dotykowych. Są one jednym z elementów subtelnej poetyckiej wizji rzeczywistości. Można odnieść wrażenie, że poeta afirmuje świat poprzez poświęcanie uwagi najdrobniejszym jego przejawom. Skłonność do operowania szczegółem, zwłaszcza w odniesieniu do elementów przyrody, doskonale współgra z poetyckim uogólnieniem, próbą zdefiniowania rzeczywistości poprzez metaforę. Określenia z odległych pól semantycznych wiązane w jednej metaforze, przemycany ukradkiem epitet sprawiają, że mimo oszczędności języka, jego kondensacji otrzymujemy wielobarwny obraz-wiersz. Charakter obrazowania Tomasza Hrynacza wiązałbym ze wspomnianą już wcześniej techniką impresjonistyczną – częste synestezje, często eksploatowany motyw światła („co zrobić/aby światło odkrywało, a nie/ukrywało(…)„), które zmieniając swe natężenie wpływa na postrzeganie świata, tak że otrzymujemy od naszych zmysłów nieostry rysunek, złudzenie rzeczywistości.
Obok afirmacji istnienia pojawia się refleksja na temat istoty egzystencji, a wraz z tą refleksją kończy się rola poety impresjonisty, a zaczyna dramat egzystencjalisty. Rozedrgany w słońcu świat przyrody rezonuje na świat emocji bohatera wierszy. Konsekwencją tego rozedrgania jest obcość, bezdomność bohatera, poczucie, że wszystko wokół jest złudzeniem, snem. Motyw snu nie jest tu przypadkowy, należy do najczęściej wykorzystywanych motywów w twórczości T. Hrynacza, a w tym tomiku otrzymuje dodatkową – mitologiczną motywację. Poczucie wyobcowania związane jest z chorobą, która naznacza bohatera, wyrzucając go poza rutynę bezrefleksyjnych przyzwyczajeń.
Hypnos (grecka personifikacja snu) posiada brata bliźniaka Tanatosa, uosobienie śmierci. Obecność tego toposu jest podskórnie wyczuwalna w całym tomie. Niech jeden z najciekawszych przykładów synestezji stanie się przyczynkiem do naszych dalszych refleksji – „mruczenie ognia”. „Mruczenie ognia” – to pełganie ognia połączone z niewyraźnymi, niskimi dźwiękami wydawanymi przez coś lub kogoś. Proszę wybaczyć poniższe porównanie, ale gdybym miał dla tego określenia wskazać adekwatną scenerię, przestrzeń, która uwiarygodniłaby to określenie, to byłaby to cerkiew podczas nabożeństwa. Ciemny ikonostas oświetlony przez świece, których pełgające płomienie w rozedrganiu ukazują twarze świętych jakby żywe, a przy tym chóralnie, nierówno wypowiadane słowa modlitwy jakby pomruki. Wiersze Tomasza Hrynacza uciekają od światła i świata w stronę metafizyki. Są przerażone i zafascynowane śmiercią. Coraz więcej w nich odniesień religijnych (owoc żywota, śmiertelny całun, grzech, królestwo, chorał ,hymny, modlitwy i tak dalej). Występowanie wątków religijnych, choć były one obecne od początku twórczości poety, przybiera na sile i myślę, że kolejny tom może być niespodzianką przygotowaną już przez poetę religijnego. Tę możliwość sugerują czytelnikowi ostatnie wiersze tomu – otwarte, niedokończone jak los bohatera wierszy. Niedokończony, bo jeszcze nie czas na bohatera. Ale gdy pojawi się Atropos, nastąpi………cięcie.