Świdnica na afrykańskich szlakach ▪ Andrzej Dobkiewicz

Dwudziestego lutego 2010 roku minęło dokładnie pięćdziesiąt lat od szczególnego wydarzenia w dziejach naszego miasta. Samej Świdnicy dotyczy to jednak tylko tematycznie, bo terytorialnie odległe było o kilkaset kilometrów. W Szczecinie odbyła się ceremonia chrztu i wodowanie statku Polskich Linii Oceanicznych. Otrzymał on nazwę… „Świdnica”. Przypomnijmy jego historię.

ZŁOTE LATA

Przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku to początek złotego okresu polskiego budownictwa okrętowego. Stare, pochodzące w sporej części nawet z lat przedwojennych statki handlowe, były systematycznie wymieniane na jednostki budowane w krajowych stoczniach. Polscy konstruktorzy mieli wówczas doskonałą markę i byli znani w świecie z udanych projektów statków handlowych.

Jednym z nich był projekt drobnicowca typu B-55, którego długą serię zamówił w ówczesnej Stoczni Szczecińskiej imienia Adolfa Warskiego, największy polski armator handlowy – Polskie Linie Oceaniczne (PLO).

W sumie w latach 1958-1962 wybudowano piętnaście statków, trzy typu B-55 oraz dwanaście ulepszonego typu B-55 A. Cztery z nich „na pniu” sprzedano do Brazylii, jedenaście natomiast pozostało pod biało-czerwoną flagą.

M/s „Świdnica” (skrót m/s oznacza motor-ship, czyli statek motorowy) był piątą jednostką całej serii, a drugą jej ulepszonej wersji. Popularnie typ B-55 zwany był typem „ica”, gdyż nazwy wszystkich statków były określeniami polskich miast o takich końcówkach w nazwie – Krynica, Polanica, Oleśnica, Legnica, Brodnica, Kruszwica, Wiślica i Szczawnica. Od reguły tej odstąpiono jedynie w przypadku ósmej i dziewiątej jednostki serii, które nazwano „Bydgoszcz” i „Jan Żiżka”.

ELEGANT

M/s „Świdnica” był drobnicowcem (statkiem do przewozu towarów luzem) o niezwykle eleganckiej, płynnej i przyjemnej dla oka sylwetce. Jednostka mogła przewozić rudy metali, ładunki sypkie, ziarna zbóż i roślin egzotycznych, drewno, bawełnę, maszyny i urządzenia oraz oleje jadalne.

Smukłe linie kadłuba z mocno podciętym, kliprowym dziobem i zgrabnie osadzona, zwarta bryła nadbudówki w tylnej części statku nadawały sylwetce drobnicowca lekkość i wdzięk. Jednocześnie „ice”, mimo swoich stosunkowo niewielkich rozmiarów (124,2 metra długości; 16,5 metra szerokości; 6,5 metra zanurzenie i 17,5 metra wysokości) były statkami chwalonymi przez marynarzy i armatorów. Jednorazowo „Świdnica” przy swojej wyporności 3365 ton rejestrowych brutto (BRT) miała nośność 5382 ton DWT (tyle mogła zabierać ładunku), a zapas paliwa wynosił 615 ton. Napęd statku stanowił jeden sześciocylindrowy silnik MAN o mocy 5000 koni mechanicznych, pozwalający na rozwinięcie maksymalnej prędkości 15,5 węzła. Załoga statku składała się z 35 oficerów i marynarzy.

Statki typu „ica” miały jedną śrubę, dwa pokłady i pięć ładowni chłodniczych. Na „Świdnicy” ostatnią z nich powiększono i wbudowano trzy zbiorniki na oleje jadalne. W stosunku do pierwszych jednostek serii, na „Świdnicy” i następnych budowanych jednostkach zmniejszono ilość miejsc dla pasażerów z 12 do 4.

20 LUTEGO 1960 ROKU

W styczniu 1960 roku zarząd Polskich Linii Oceanicznych zwrócił się do władz miasta Świdnica o zgodę na nadanie nowo budowanej jednostce handlowej imienia „Świdnica” i objęcia patronatu nad statkiem. Oczywiście wyrażono zgodę, natychmiast rozpoczynając przygotowania do udziału w ceremonii tradycyjnego chrztu statku i jego wodowania.

Na matkę chrzestną statku wybrano Danutę Sajdak, ówczesną przewodniczącą Miejskiej Komisji Planowania Gospodarczego, natomiast zakładami patronackimi zostały: Fabryka Wagonów Świdnica (FWŚ) i Zakłady Elektrotechniki Motoryzacyjnej (ZEM).

W rewanżu załoga statku objęła patronatem ówczesne dwie świdnickie szkoły – Liceum Pedagogiczne i Szkołę Podstawową numer 13. Sama ceremonia nadania imienia statkowi i jego wodowania odbyła się bez żadnych niespodzianek. Po wymówieniu przez matkę chrzestną zwyczajowej formułki i rozbiciu o burtę tradycyjnego szampana, drobnicowiec, powoli i bez najmniejszych problemów majestatycznie zsunął się z pochylni do wody, co uznano oczywiście za znakomitą wróżbę dla statku. Lata służby „Świdnicy” potwierdziły, że był to – w opinii marynarzy – mimo kilku awarii i wypadków, szczęśliwy statek.

Jeszcze w tym samym dniu „Świdnica” została odholowana do nabrzeża, gdzie rozpoczęły się prace wykończeniowe i wyposażeniowe. Posuwały się one w dość szybkim tempie, bo już w połowie sierpnia rozpoczęto – jeszcze w porcie – próby mechanizmów.

W dniach 31 sierpnia – 2 września 1960 roku m/s „Świdnica” odbył trzydniowy próbny rejs po Bałtyku, po którym wrócił do Szczecina, celem usunięcia zauważonych usterek (podczas tego rejsu statek wpadł… na mieliznę, na szczęście bez poważniejszych konsekwencji). Usuwanie usterek i ostateczna „kosmetyka” jednostki trwało do połowy września i ostatecznie 27 tego miesiąca jednostka została uroczyście przekazana do eksploatacji armatorowi z Gdyni – Polskim Liniom Oceanicznym.

LATA SŁUŻBY

Drobnicowce typu „ica” zaprojektowane zostały z myślą o obsłudze linii do portów Ameryki Południowej i na Bliskim Wschodzie. Względy ekonomiczne (opłacalność przewozów) sprawiły, że praktycznie nigdy na nią (z niewielkimi wyjątkami) nie trafiły. Ten los spotkał również „Świdnicę”, która ze swoimi bliźniaczymi jednostkami skierowana została do obsługi linii zachodnioafrykańskiej. Inne statki tej serii pływały również do wschodnich portów Ameryki Północnej. Ciekawostkami z tym związanymi są dwa wydarzenia. W 1961 roku „Krynica” przywiozła do Polski z Kanady skarby z Wawelu. Pół roku później w Filadelfii, podczas wyładunku naftalenu wybuchł pożar na „Polanicy”, którą musiano zatopić (później została podniesiona i wyremontowana).

W związku z przeznaczeniem „Świdnicy” do obsługi linii zachodnioafrykańskiej, statek w październiku 1960 roku został wydzierżawiony drugiemu co do wielkości ówczesnemu armatorowi – Polskiej Żegludze Morskiej (PŻM), której jednostki pływały do portów Afryki Zachodniej. Pod banderę PLO jednostka wróciła dopiero w 1970 roku.

Przez 21 lat swojej służby m/s „Świdnica” zawinął do kilkudziesięciu portów – tych bliższych: Hamburga, Kilonii, Antwerpii, Amsterdamu, Rotterdamu, Bordeaux, Bristolu, La Corunii, jak również tych dalszych i bardziej egzotycznych: Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich, Dakaru (Senegal), Conakry (Gwinea), Freetown (Sierra Leone), Monrovii (Liberia), Abidjanu (Wybrzeże Kości Słoniowej), Akry i Sekondi-Takoradi (Ghana), Cotonou (Benin), Lome (Togo), czy do Port Harcourt w Nigerii.

W tym ostatnim, w 1965 roku „Świdnica” doznał bardzo poważnej awarii, pękł, bowiem główny wał napędowy. Nie było najmniejszych szans na to, aby w Nigerii dokonać specjalistycznej naprawy. Armator zdecydował się więc na ściągnięcie statku do kraju na holu, czego dokonał holownik Polskiego Ratownictwa Okrętowego „Swarożyc”, który po przepłynięciu ponad ośmiu tysięcy mil morskich, doholował okaleczony m/s „Świdnica” do Szczecina.

Dokładnie dziesięć lat później, w 1975 roku pech znowu dał znać o sobie. Podczas postoju w nigeryjskim porcie Wari, na statku wypełnionym belami bawełny wybuchł groźny pożar opanowany na szczęście przez załogę. Niezbyt szczęśliwy okazał się również początek lat osiemdziesiątych XX wieku, kiedy najpierw m/s „Świdnica” wszedł na mieliznę w Wielkim Bełcie i ściągnięty został z niej dopiero przez holowniki wysłane z kraju (1980 rok), a później kiedy w potężnym sztormie w Zatoce Biskajskiej źle umocowany kontener, poważnie uszkodził lewą burtę statku na śródokręciu.

Najdłuższym rejsem „Świdnicy” była podróż do Dar-es-Salam w Tanzanii i dalej do jednego z portów nad Morzem Czerwonym – prawie 24 tysiące mil morskich w jednym rejsie (prawie 45 tysięcy kilometrów!).

ZMIANA BANDERY

Długie lata eksploatacji nie pozostały bez wpływu na stan techniczny drobnicowców typu „ica”. NASZ statek trzymał się nieźle, skoro PLO zdecydowało się go sprzedać dopiero w 1981 roku. Wcześniej sprzedane zostały bowiem „Krynica” (w 1978 roku armatorowi z Kajmanów) i „Legnica” (w 1980 roku do Grecji). „Świdnica” (razem z „Oleśnicą”) zostały zakupione przez greckiego armatora Grecomar Shipping Agency Ltd. W swój ostatni rejs pod polską banderą m/s „Świdnica” wypłynął z ładunkiem rudy 19 marca 1981 roku. Kilkanaście dni później na drobnicowcu nazwanym teraz „Kostis” podniesiona została bandera grecka.

ŚMIERĆ „ŚWIDNICY”

Trudno było ustalić dalsze losy statku, ale udało się. Według zgromadzonych informacji m/s „Kostis” pływał pod banderą grecką tylko przez cztery lata. Na początku 1985 roku został sprzedany do stoczni złomowej w Gaddani (Pakistan). W rocznikach jako data wykreślenia z rejestrów i złomowania podawany jest dzień 10 marca 1985 roku. Warto nadmienić, że stocznia w Gaddani odbiega znacznie od naszych wyobrażeń o stoczniach złomowych. Tu nie ma portu, dźwigów i doków, a statki nie umierają, nazwijmy to godnie, przy nabrzeżu, po uroczystym opuszczeniu bandery. Jedna z największych w basenie Oceanu Indyjskiego stocznia złomowa w Gaddani to nic innego jak potężna plaża zlokalizowana około 50 kilometrów od stolicy Karachi. W tym rejonie amplituda przypływów i odpływów oceanu jest bardzo duża. Podczas przypływów i największego poziomu oceanu, statki przeznaczone do złomowania, na pełnej prędkości po prostu wpływają na plażę, gdzie później, podczas odpływów cięte są palnikami. Wyrzucone na brzeg statki przedstawiają smutny widok. Wiele ze zdjęć i filmów, jak wygląda złomowanie statków na Gaddani Beach i jaki los spotkał m/s „Świdnica” vel „Kostis” można znaleźć w internecie na portalu You Tube.

2 thoughts on “Świdnica na afrykańskich szlakach ▪ Andrzej Dobkiewicz”

  1. Dzień dobry 🙂 z rozczuleniem przeczytałam artykuł o m/s Świdnicy bowiem wychowałam się na tym statku, pływając z moim Ojcem, ktp. Czaykowskim. Dodam więc małe sprostowanie, to nie Swarożyc, a Koral przypłynął po nas na Bonny River w Nigerii 🙂 Czekaliśmy na holownik niemal 7 miesiecy…
    pozdrawiam. Katarzyna Czaykowska-Stój

  2. Magda Podsiadły

    W 1965 roku u brzegów Conacry, stolicy Gwinei, stał statek, którym przypłynęła ekipa filmowa „Całej naprzód” Stanisława Lenartowicza, z Cybulskim, który grał główna rolę. Zdjęcia kręcone były na wyspie Kassa. Czy ktoś wie, jaki to był statek? Kruszwica czy Kalisz, i nazwisko kapitana ŻW, czy to był Józef Gawłowicz. czy cos znaczy też skrót ARP, towarzyszyły statkom statkom handlowym?

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top