29 wierszy składających się na debiutancki tom Tę drogerię mam po drodze autorstwa Barbary Elmanowskiej to pozycja wydawnicza, po którą powinny sięgnąć osoby przed debiutem, choć nie tylko. Także kobiety, szczególnie z wyższym wykształceniem, te pracujące w biurach. Najlepiej żeby były dotknięte dramatem swojej płciowości i świadome umowności gestów w sferze kultury. Zaproszenie do lektury skierowane jest też do ateistów, agnostyków i filozofów, i do tych, którym zawsze „nie do twarzy” i „nie po drodze”.
Ta, której zawsze „nie do twarzy” i „nie po drodze” – Pani Basia, bohaterka tomu, nie wchodzi do drogerii, choć ta jest po drodze – nie ufa bowiem makijażowi i nie chce zatruwać powietrza wokół siebie drogimi perfumami. Nie wykazuje również skłonności do polowań na najnowsze kreacje podczas wyprzedaży. Woli raczej po staroświecku swoje niedoskonałości oglądać w lustrze autoironii. Wie, że tym samym skazuje się na samotność. Bliscy jej – Pan Teste i Pan Cogito – dawno już wyjechali z miasta, jeden do Paryża, drugi do Rovigo, a ona tu została. Została, by pracować. Pracuje nad sobą z pomocą wyobraźni. Wyobraźnia pozwala tworzyć alternatywne wersje jej losu i szukać odpowiedzi, co by było, gdyby i ona wreszcie wyjechała.
Ma szczególne upodobania Pani Basia do różnego rodzaju maskarad, filozoficznych przebieranek. I choć czerpie z nich wiele radości, to jednak gubi ją empatia, która pozostawia ślad w pamięci po kolejnych maskach i kostiumach. A jeśli na którąkolwiek kreację ma się zdecydować, to albo nie jest pewna żadnej (agnostycyzm), albo odrzuca wszystkie (ateizm), albo chciałaby zaistnieć naraz we wszystkich (panteizm).
Pani Basia wychodzi z wierszem z domu i zawsze do niego wraca. Z wierszem obchodzi się jak z dzieckiem. Co do rodziny – nie ma siostry, ale ma doskonałą pamięć i brata. Aura w tomiku jest na tyle sprzyjająca, że wychodząc nie zakłada płaszcza Konrada, by nie tłumaczyć się potem ckliwie, „że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany”, ani nie słuchać przytyków w stylu: „Ona nie zdjęła płaszczyka”. Mijając witryny sklepowe, dostrzega na jednej z nich białe rękawiczki à la Sosnowski – odwraca się jednak z przekąsem.
Pani Basia jest kobietą nowoczesną i dlatego nie pozostaje obojętna na kuszący owoc feminizmu. Zdobywa wykształcenie i jasne jest, że praca biurowa to tylko przelotny romans. Kiedyś wyjdzie z biura i już nie wróci. Oto debiutuje pierwszym dojrzałym krokiem, cicho powtarzając słowa:
jestem typową Barbarą
elmanowską która woli wśród
Ludzi na moście a nawet Przy winie
od Możliwości zbyt wielu by ją nakarmić
głodem żyjące barbary elmanowskie
żerują samotnie w potokach języków
zlizują tylko ostatnie sylaby z wielkich
uczt unikają nawet pępowina rozleniwia
z piersi brak ssą najgwałtowniej
tylko pod wodą pojawia się głód
powietrza obrazów chorobliwe zbieractwo
z lęku przed niebarbarą nieelmanowską
czy oby na pewno Nicość
przenicowała mnie
(Pani Basia mówi o Barbary Elmanowskiej karmieniu się głodem)
Pierwodruk: „Strony” 2010 nr 3-4, s.154-155.