Kawka Franciszek i Danuta Saul-Kawka. Część 5. Jej punkt widzenia ▪ Jacek Łukaszewicz

Wiersze Danuty Saul wiążą się w mojej pamięci z Kłodzkimi Wiosnami Poetyckimi. Tam pojawiła się jako młodziutka poetka. Potem jej utwory wyławiali jurorzy konkursów poetyckich. Drukowała w czasopismach, opublikowała w Wałbrzychu arkusz, dobrze przyjęty przez krytykę, która autorom innych wałbrzyskich arkuszy nie szczędziła cięgów. Teraz ukazał się książkowy debiut: „Czasu jak na listek”.

Pisze w nim Danuta Saul-Kawka o swoim życiu: o domu rodzinnym na wsi, o chorobie, o małżeństwie, nowym mieszkaniu, gdzie czeka wieczora, gdzie buduje wokół siebie świat poetyckich doznań. Z wierszy wyłania się osoba energiczna, w gruncie rzeczy optymistyczna, nieraz gwałtowna, otwarta na świat i na ludzi. Osoba ta dysponuje delikatnym humorem i krytycznym widzeniem. Dysponuje też odpowiednią poetycką techniką: wyczuleniem na odcienie znaczeniowe słów, umiejętnością metaforyzacji. Oczywiście jest to bohaterka czy podmiot wierszy, a nie realna postać autorki. Ma jednak wspólną z realną autorką biografię, zasadniczo wspólny (realnie umiejscowiony) punkt widzenia. Żadna metafora nie służy tu innemu widzeniu, realia nie są brane na ogół spoza kręgu, który autorka może uznać za własny. Każdy paradoks w tej poezji użyty wskazuje na dziwność tego świata, nie tak w ogóle, bezosobowo – ale na dziwność, która jawi się jej – autorce, młodej kobiecie w inwalidzkim wózku.

W rezultacie bardzo się to opłaca. Świat przedstawiony nie jest kalką, jest naprawdę własny. Poezja nie jest sposobem ucieczki od tego, co codzienne, ale pozwala krąg codzienności poszerzyć, znaleźć w tym, co zwyczajne, inny wymiar. Czasem starcza zupełnie prosta czynność: otwarcie drzwi od mieszkania na pusty korytarz – i powstaje bardzo dobry wiersz: „Skoro taki”. Czasem wymiar jest baśniowy, ale owa baśniowość też łączy się z tym, co codzienne. Do mieszkania wpuszcza się motyla. Motyl ten fruwa wokół brudnych talerzy. Jest to prawdziwy motyl, choć jest tylko „motylem myśli i wzroku”. Najczęściej jednak niezwykłość świata jest odkrywana przez mówienie o nim, przez język, zestawianie różnych znaczeń słów (które zresztą zawsze jest zgodne z potocznym zwyczajem, nie jest „laboratoryjne”). Wrony – „nagłaśniają ulicę”. „Na skrzyżowaniu leżą pijane drogowskazy”. Moje biurko – „podnosi się z chwilowego upadku”. Albo: „znowu rozstajny poranek/i moja głowa w pieszczotach/zostaje ściągnięta na parter”. Ale ten typ metaforyzacji występuje w otoczeniu mowy zwykłej, kolokwialnych pytań swoiście retorycznych („Jak się ubrać?”) itp.

Jest bowiem – jak napisałem – ta poezja nakierowana na innych ludzi. Różnorako bliskie autorce osoby pojawiają się jako temat wierszy lub są wymienione w dedykacjach. Ale przede wszystkim – inny, drugi człowiek jest obecnym zawsze dla piszącej poetki słuchaczem, to dla niego utwór jest przeznaczony, na jego reakcję obliczony. I to nie abstrakcyjnie, na reakcje kogokolwiek i gdziekolwiek, lecz na reakcje konkretne. Nie jest to zapewne żadne wyrachowanie autorskie, raczej jest to najzupełniej oczywiste i spontaniczne. Też jednak w rezultacie się opłaca. O swoich złościach, niepokojach, radościach poetka nie mówi jakby od razu, w czasie ich przeżywania, ale potem, najczęściej, kiedy znajdzie się słuchacz, któremu może to powiedzieć. Słuchaczem tym poetka się cieszy, bo lubi rozmawiać, pochwalić się przy okazji własnym dowcipem, lubi innym robić przyjemność, po to pisze wiersze. Rozmówca winien być oczywiście obdarzony poczuciem humoru, nieobcy mu musi być paradoks i fantazja. Jest dopuszczany do spraw intymnych, ale poprzez przypowieść (jak w tym znakomitym wierszu o słońcu – „Poddana króla S”). Można nawet pozwolić sobie wobec niego na patos, ale nie od razu, dopiero po odpowiednim wprowadzeniu, na wyznanie wprost:

ale ja nie chcę
patrzeć wszystkiemu
ponad głowami
mam swój punkt widzenia
oko w oko
słowo w słowo
usta na ustach
żeby nie drżały w ciemnościach
(„Punkt widzenia”)

Taka jest zasadnicza linia tego tomu, linia wyznaczająca – sądzę – dalszą drogę poetki. W debiutanckim tomie są i inne utwory, przeważnie wcześniejsze, konieczne w tej autobiografii poetyckiej – choćby jako świadectwa przebytej drogi. Dystans, jaki autorka przebyła, umiejętność zachowywania w poezji podstawowych doświadczeń dawniejszych, a jednocześnie otwarcie na nowe sposoby wyrażania przeżyć – dobrze rokują na przyszłość.

Pierwodruk: „Odra” 1982 nr 9, s. 87-88.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top