Zbiór tekstów zawartych w niniejszym tomiku jest nie tylko zaproszeniem do lektury, ale przede wszystkim zadaniem. Zadaniem, które każdy wiersz zawiera w sobie już w chwili, gdy zostaje spisany jako utwór o określonej formie. Należy wiedzieć, że utwór literacki pozbawiony czytelnika pozostaje niekompletny. Zadaniem naszej wyobraźni jest wyzwolenie echa słów autora, stworzenie przestrzeni dla tego, co nie zostało wypowiedziane.
Umberto Eco określając rolę odbiorcy pisał, że tekst bardziej niż inne utwory wymaga świadomych i aktywnych posunięć ze strony czytelnika, które powinny być nastawione na współdziałanie (za: Eco, U. (1994), Lector in fabula, Warszawa: PIW). Na czym miałaby polegać taka współpraca? Czy intencje autora i nasze interpretacje mają szansę spotkać się na wspólnym horyzoncie znaczeń?
Punktem wyjścia powinna być tu świadomość, że poezja nie jest tropem dookreślonego znaczenia, prawdy, którą ukrył przed nami autor. Nie jest zagadką z podstępnie zakamuflowaną odpowiedzią. Mówi nam o tym sam tytuł. Błąd paralaksy jest zapowiedzią złudzenia, o którego istnieniu zapominamy, wierząc w uchwytny sens wiersza. Filtr, przez który czytamy wydaje się transparentny, tymczasem to on właśnie zniekształca. Zniekształcenie, którego na co dzień nie poddajemy refleksji nadaje nowy kształt i właśnie dzięki wprowadzonym „deformacjom” współtworzy sens. Świadomość tej niedoskonałości, która jest zarazem warunkiem kreatywnej interpretacji ma być naszym przewodnikiem w lekturze.
Rzeczywistość przedstawiona w pierwszej części, zatytułowanej „Gemma gemmarum” przypomina ulotne mozaiki zmieniające kształt przy każdym odczytaniu. Mamy przed sobą oniryczny kalejdoskop, w którym kształt skojarzeń dyktują emocje pożądania, nienasycenia, niespełnienia. Kolejne utwory ujawniają możliwości przenikających się znaczeń, kpiąc z precyzji prozaicznych odczytań. Droga, którą proponuje nam autor jest raczej bezdrożem, zaproszeniem na otwartą przestrzeń niedopowiedzeń. Można odnieść wrażenie, że niemoc w okiełznaniu pragnień opisana w wierszach przekłada się w kolejnych płaszczyznach znaczeniowych na niemoc w wyrażeniu tego, co umyka znaczeniom.
Tamara Hebes w kolejnych częściach forsuje granice tego, co możliwe do wypowiedzenia zarówno na płaszczyźnie poznawczej, jak i emocjonalnej. Parafrazując słowa poety – czy jakiekolwiek istnienie da się przełożyć na język emocji? Czy emocje da się przełożyć na język wiersza? A idąc o krok dalej – czy emocje nie są wyrazem naszego językowo ugruntowanego sposobu odbioru? Tak powstaje niezwykły cykl wzajemnych sprzężeń. Emocje poety, które próbują znaleźć ujście w poezji uruchamiają interpretacje, które z kolei wywołują reakcje emocjonalne odbiorców. To, co wyrażalne w słowach staje się funkcją. Jej pragmatyczny sens zbiega się ze znaczeniem estetycznym w płaszczyźnie doświadczania. W części Id est luce clarius tęsknota, zmagania z niedoskonałością pamięci zastępuje próba zgłębiania tajemnicy teraźniejszości, tego, co tu i teraz, ale jak zwykle nie dosłownie. Teraźniejszość, nie zajmuje poety w swoich konkretnych przejawach. Autor bada jej korzenie, to, co pozostaje pod zmrużonymi powiekami. Tam jest jasność, tam można spotkać duchowych mistrzów i pokonać bariery wyobrażalnego. To właśnie spokój, cisza umożliwia „zjednoczenie ze światem równoległym”. „Tu i teraz” staje się punktem wyjścia dla mistycznych podróży wyobraźni, jest tylko woalem, który poetycka wyobraźnia próbuje uchylić przed czytelnikiem. Z kolei w Magna otia coeli przedmiotem zmagań poezji staje się transcendencja. Możemy dostrzec jak w jednej płaszczyźnie język za pomocą satyry próbuje przekazać absurdalność i trywializację potocznych prób ujęcia metafizyki, a w drugiej świadomy nieprzekraczalności własnych granic poddaje się w obliczu milczenia Absolutu. Z płaszczyzny metafizycznej niczym z poetyckiej trampoliny spadamy w ostatniej części, Ubi onus, ibi sonus, na twardy grunt. Docieramy do trybów codzienności. Interpretacja staje się tu dialogiem, który każdy z nas dopowiada śledząc losy bohaterów niemego kina.
Jeśli poezja jest zadaniem, naszą rolą jest otwartość na doznania, które ze sobą niesie. Nie tylko na płaszczyźnie intelektualnej. Poruszenie wywołane lekturą tworzy rezonans, nadając słowom znaczenie wykraczające poza autorskie intencje. Tekst jest bodźcem, który uruchamia ciąg indywidualnych skojarzeń i emocjonalnych reakcji. Jego echo dopełnia treść wraz z każdą kolejną próbą odczytania. To niekończący się proces rozkołysania pomiędzy biegunami znaczeń. Właśnie w ten sposób nasza wyobraźnia staje się proscenium dla intencji autora. Owocem tej współ-gry jest świadomość, że zarówno Ja – jako czytelnik, jak i Ty – jako autor jesteśmy jedynie tymi, przez których poezja się prezentuje. Lektura to doświadczenie, które przemienia doświadczającego, ale tym, co pozostaje – jak pisał Gadamer – nie jest subiektywna interpretacja, ale sama poezja…