Hrynacz Tomasz – Poeta metafizyczny. Część 2. Usługi turystyczne (Praski raj – recenzja) ▪ Wojciech Koryciński

Przebiegamy wzrokiem wzdłuż
kolejnych linijek tygodni,
nieświadomi tego, co nas jeszcze czeka
(…)

Ostatecznie zaplanowana
podróż nie wyszła na jaw i teraz
świat przenosimy na dwóch kółkach.

Przedpołudnia w leniwych
zakrętach lub na prostej,
senne niebycie z zapasem mineralnej.

Myślisz, że wiesz o mnie wszystko,
ale mój sen to podróż ze znakiem
zapytania
(…)”

(Praski raj)

Praga: krok po kroku

Tom poetycki Praski raj Tomasza Hrynacza można czytać jako literacką imitację miasta. Nie jest jednak ten tom jednym z popularnych spacerowników dla turysty przyzwyczajonego do łatwych wzruszeń estetycznych. Paradoksalnie, przypomina raczej mimetyczną zagadkę. Wąskie, pokrętne ścieżki znaczeń, których rysunek szkicuje Autor przed czytelnikiem, opornie, bo tylko dla wprawnego oka, eksponują tajemniczą architekturę wierszy. Uliczki wyłaniające się z utworów niczym motywy z placów miejskich dezorientują nas na tyle, że gubimy się i niespodziewanie pojawiamy kilkakrotnie w tych samych miejscach. Lepiej nie ufać wyznaczonym szlakom. Lepiej sprzeniewierzyć się mapom. To jedyny sposób, by odnaleźć magiczną Pragę.

Staré Město i Nové Město: przeszłość i teraźniejszość

Bohater wierszy daje się poznać jako człowiek, który ma za sobą okres aroganckiej młodości i który wraz z jej utratą pozbył się naiwnych iluzji co do siebie i natury świata. Egocentryczne ja wycisza się i dostrzega inne niż ono samo punkty odniesienia. Im więcej tych punktów, tym więcej pokornej, autoironicznej refleksji. Hrynacz wznosi budowle w nowym porządku architektonicznym, który wyraźnie odcina się od wcześniejszego stylu jego twórczości – przejawia się on w szacunku do słowa. Przyjrzyjmy się jednemu z wierszy:

„O,

to właśnie powinieneś wiedzieć,
że chcę mówić krótko
i
rzeczowo, by nie pominąć
niczego, za to wszystko
zmienić,

świecie.”

(O)

Oszczędne gospodarowanie tworzywem, kondensacja myśli jako efekt żmudnych ćwiczeń ręki dojrzałego poety to przejaw szacunku do słowa. Bohater poezji Hrynacza nie należy do tych, którzy zabawiliby czytelnika anegdotami z podróży, to osoba stroniąca od wylewności towarzyskiej. Autor konstruuje świat przedstawiony z kilku rekwizytów, których powtarzalność przeradza się w rytuał:

„(…) na powrót w tym głosie
przeważy modlitwa wszystkich
dziennych spraw,

bo to jemu powierzasz swoje
jutro. A ono obraca się
przeciw tobie.”

(Nic nie obraca się)

Należy zwrócić uwagę na niezwykle ważny aspekt tej poezji – rozumienie czasu. W świadomości bohatera silnie zakorzeniona jest idea powrotu. I choć początkowo doświadczenia z przeszłości rodzą obawę, czy nie będą formą zniewolenia, to faktycznie stają się czymś na podobieństwo klucza łamiącego szyfr teraźniejszości:

„(…) Ale ile można powiedzieć
O kimś, kto powielany przez cienie,
Dusze zmarłych, dawno donikąd nie wyruszał?

(Więzy. Fragment)

Zatem przeszłość – i ta potocznie rozumiana, i ta poetycka – to nie tylko zabytek, relikwia odległego czasu, ale również lustro, w które zagląda teraźniejszość.

Josefov: odwiedź koniecznie stary cmentarz

Spogląda bohater w lustro i dostrzega swoje życie jako alegorię utraty. Co utracił? Na pewno czas, słowa, kobiety, pewność siebie i świata, sny, a nawet podróże, które nie doszły do skutku. Pozostała mu pamięć tego, czego nie było. Ale i ta pamięć znajdzie swój kres w śmierci. Bohater nie dramatyzuje: gdyby tak było, próbowałby zagadać, zasypać lęk. Jest pogodzony z przemijaniem i utratą, które wzmagają jego apetyt na świat różnorodnych doznań. Przypadkowość życia staje się dla niego wyzwaniem. Bogactwo możliwych zdarzeń oraz świadomość przemijania prowadzą do zanurzenia się w życiu jak w Wełtawie. Wśród wielu namiętności bohatera jedna wydaje się szczególna – namiętność do kobiet. Istnieje wiele powodów, dla których warto pielęgnować ten rodzaj namiętności. Bohater przygląda się kobiecie, pragnąc zobaczyć pogłębiony obraz siebie, niedostępny autorefleksji:

„(…) To wtedy budzę się w drugiej osobie,
bo ty jesteś morzem, podróżą, barwą jasną,
światłem martwym,

które piecze wciąż.

(Tyrolskie lodowce)

Piecze? Dlaczego piecze? Jeśli kobieta odbija mężczyznę, to znaczy, że go kreuje i jako autorka tej kreacji może ją zniszczyć. Kobieta otwiera i zamyka świat, dla bohatera jest początkiem i kresem:

„(…) Powstrzymaj popiół!
Powtarzaj ogień
– tę czystość białą,

kiedy świat się otwiera,
kiedy łagodnieje światło,
kiedy wieczór delikatnie jasny.

(Niedziela jest pięknym jazzem)

Malá Strana: odpocznij na Kampie

Tu, czytelniku, czekają na ciebie inne doznania niż estetyczne. Zanurz usta w pucharze i jak bohater Praskiego raju korzystaj z urokliwej chwili, pijąc tutejsze svétle, černé lub žezané.

Hradčany: Złota uliczka i alchemicy (zapraszam ponownie)

Czy poezja jest magiczna? Bo że ma swoje źródło w religii, to oczywiste. Ale czy poezja Hrynacza jest magiczna, religijna? A może metafizyczna? Jeśli tak, to raczej chodziłoby tu o pewien rodzaj skupienia, który prowadzi do afirmacji losu ludzkiego przez zaakcentowanie tego, co zwyczajne, codzienne potoczne.

Kończymy zwiedzanie tomu Praski raj i zanim zaproszę do samodzielnego błądzenia po tym mieści, jedna uwaga: zgoda, może zbyt pobłądziłem. Nie ma w wierszach Hrynacza nic o magicznej Pradze. Praga to metafora stworzona na użytek tej recenzji. Ale jak wytłumaczyć dziwną zbieżność motywów tej poezji: sen, dzień, noc, jawa, śnieg, strach, światło, trwoga, kobieta, maj, księżyc, kres – z tytułami rozdziałów powieści Golem Gustava Meyrinka? Trzeba zatem zainicjować rytuał od nowa:

„Przebiegamy wzrokiem wzdłuż
Kolejnych linijek tygodni,
Nieświadomi tego, co nas jeszcze czeka.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top