Hebes Tamara – Senne misterium. Część 2. Z tajemnego przepisu ▪ Jarosław Mariusz Gruzla

W połowie ubiegłego roku w Bibliotece ARYTMII jako drugi tom tej biblioteki ukazała się książka Tamary Hebes pt: „ekstra nocne”. Ten debiutancki tomik, a właściwie proces jego powstawania i materializowania się ma swoją własną, dość tajemniczą historię. Jak każda tajemnica, również i ta, z zasady nie może ujrzeć światła dziennego, natomiast, jako wtajemniczony, inicjowany przez samą Tamarę i odporny na wszelkie zaklęcia oraz klątwy, postaram się uchylić rąbka tajemnicy.

Dla Ciebie, drogi Czytelniku, nazywam się Tamara Hebes. Nie pytaj – dlaczego? – pisze autor od siebie o „ekstra nocnych”. Oczywiście tutaj właśnie czytelnik chciałby uzyskać w miarę sensowne wyjaśnienie – dlaczego pseudonim, dlaczego Tamara Hebes, a nie na przykład Swietłana Sedes czy Ted O’hara. Posłuchałby może historii o dalekim przodku, jego literackim zacięciu i pielęgnowaniu tradycji pisarskich (choćby uczy tego przypadek Marka Krystiana Emanuela Baczewskiego – sic!). jednak w tym miejscu spotkamy się ze ścianą, murem, który coraz częściej towarzyszy poetyckim wtajemniczeniom, a który w „ekstra nocne” jest zasadą, a więc czymś, co autor afirmuje i czym się wypowiada, ale tylko w warstwie autoryzacji powyższego tomu. Wszystkim czytelnikom zatem musi na tym etapie wystarczyć jedna pewna informacja – Tamara Hebes nie istnieje, nigdy jej nie było, tylko wiersze i ekstra nocne wyznania. Druga kwestia to ciemność ekstra nocnej okładki, przez której dziurkę od klucza czytelnik spotyka się z sylwetką bardzo zajętego sobą staruszka, co zdradza fakt, iż mamy do czynienia z poezją bez granic, która podgląda, odsłania i śledzi najbardziej osobisty i intymny świat podmiotu. I w tym momencie doświadczamy, choć pośrednio, że im większa zasłona, im więcej zapadni, tym ścieżka bardziej kręta, a jednocześnie świat, do którego prowadzi – świeży, soczysty, niezwykły. Pytanie – czy Tamara Hebes jest podmiotem tych wierszy jest pytaniem może zbyt mało błyskotliwym, ale pozostawmy czytelnikowi miejsce na lekturę, wnioski i rozwiązanie tego dylematu – czy w ogóle trafnym? Oczywiście ponownie, jako ten wtajemniczony już, a po spotkaniu z tą „ekstra” poezją dostępujący samo wtajemniczenia mogę zaświadczyć, że jest to sprawa wielce wątpliwa i nie zmyla mnie tu nawet tytuły kilku „ekstra” tekstów: Menstruacja czy Clitoris, zapewniam – nie jest to dziennik dojrzewającej pensjonarki, upadłej dzieweczki ani zbuntowanego „womena”. Poezja Tamary Hebes zdradza raczej nie tyle samcze, co zdeterminowane płcią podmiotu lirycznego przeżywanie, odczuwanie i reagowanie na wszystko, co kobiece, delikatne, mile nęcące i rozpalające męską wyobraźnię. I jest tam miejsce na całe spektrum uczuć: zgorzkniałe wzburzenie starego kawalera (tytuł jednego z wierszy):

patrząc na wszystkie kobiety
ma się wrażenie
że każda jest kurwą gotową ulec każdemu
kto postawi jej drinka albo poda ogień
(Night club);

miłosne uniesienia: nad ranem
sprawdzałem językiem
gładkość i biel twoich zębów,
liczyłem krople wilgoci w twoich ustach
(Zlizywanie nocy. Don Juan całuje);

delikatność i czułość, od której podmiot jednak ucieka:
spałaś
z twarzą spokojną
jak poranek
i włosami rozsypanymi
na poduszce
które chciałem
ugłaskać
ale…

było zbyt wcześnie (Spałaś…)

Jeśli chodzi o stronę językową to jest to poezja końcówek, gdzie nie ma spokojnych miejsc, gdzie słowo rozcina, wywraca na lewą stronę i sprawną pointą na nowo zszywa nabrzmiały wers. Grawitacyjnie język „ekstra nocnych” ku nowo odkrytej tradycji, jest pełen fraz z ponownie zestawionymi odniesieniami do szeroko pojętej kultury:

w niedzielę po mszy
autorytet zstępuje z krzyża
(…)
ręce pod kranem, wkłada
białą koszulę od Christiana Diora

idzie z chłopami do gospody

(Misterium niedzielne / wstęp do herezji), gdzie świeżość jest uzyskiwana przez podświetlenie znanych tematów osobistym doświadczeniem podmiotu, wizjami snów, pożądaniem, tęsknotą. Miejscami trochę przydługie frazy zyskują na tempie, wypowiadane są celowo, prowadząc czytelnika jak ucznia do sensu wtajemniczenia – ten zawarty jest w poincie, w inicjacyjnym zakończeniu niemal każdego tekstu. Autor wykorzystuje codzienne doświadczenia, traktując je jako pierwszorzędny temat wiersza, a wiersz jest na tyle swój, własny, uzyskany w tyglu alchemicznej pracowni z tajemnego przepisu poety, że trudno by szukać odniesień tych wierszy do współczesnej, nowej poezji polskiej. Jedno jest pewne,

ta Pieśń
huśta się
od skroni do skroni,

„wyśpiewana” piórem Leszka Florka vel Tamary Hebes

i Słychać ją będzie
długo jeszcze
choćby w echu
.

Pierwodruk: „Arytmia” 1998-99 nr 6-7, s.94-96.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top